14 – Targi Próżności

Potem widziałem w moim śnie, że po chwili pustkowie pozostało za nimi, a przed ich oczami odsłonił się widok miasta, które nazywa się Próżność. W mieście tym odbywają się wielkie targi, zwane Targami Próżności. Trwają one cały rok, bez przerwy, a nazwane są Targami Próżności od nazwy miasta, w którym się odbywają, a są one nawet bardziej lekkomyślne niż sama próżność (Ps 82:101). Drugą przyczyną, dla której targi noszą tę nazwę, jest to, że sprowadza się tam i sprzedaje wyłącznie próżność. Tak jak mówi Mędrzec Salomon: Wszystko, co się dzieje, jest marnością (próżnością) (Kzn 1:2; 2:11-17).

Targi nie są czymś nowym, mają one odwieczną tradycję. Wyjaśnię wam jak powstały: Przed pięciu tysiącami lat, do Niebieskiego Grodu zdążali pielgrzymi, podobni do naszych dwóch pielgrzymów. Ale Belzebub, Apolion i Legion wraz ze swoimi towarzyszami, uświadomiwszy sobie, że droga, którą zdążają pielgrzymi, musi przechodzić przez miasto Próżność, postanowili tam właśnie urządzić targi, na których handlowano by przez cały rok, aby przeszkodzić pielgrzymom w drodze. Na targach sprzedawane są: domy, pola, interesy, działki, zaszczyty, protekcje, tytuły, kraje, królestwa, pożądliwości, rozkosze i różnego rodzaju przyjemności; obrotowi podlegają również: nierządnice, żony, mężowie, dzieci, panowie, sługi, życie, krew, ciała, dusze, srebro, złoto, perły, drogie kamienie i mnóstwo innych towarów.
Poza tym na targach tych można o każdej porze zobaczyć oszustwa, krętactwa, gry, zabawy, głupców, małpy, złodziei, awanturników – i to różnego gatunku.
Tutaj też można oglądać, i to za darmo, kradzieże, morderstwa, cudzołóstwa, krzywoprzysięstwa, i to jak najbardziej jaskrawe.
Podobnie jak i na innych, mniejszych targach, jest tu szereg węższych i szerszych ulic, posiadających odpowiednie nazwy, gdzie takie lub inne towary bywają sprzedawane. Są tutaj odpowiednio nazwane place, uliczki i ulice (albo inaczej – kraje i królestwa), gdzie najłatwiej i najprędzej można znaleźć towary, które sprzedaje się na tych targach.
Mamy więc tutaj ulicę Brytyjską, Francuską, Włoską, Hiszpańską. Niemiecką, gdzie sprzedaje się różnego rodzaju marności. Jak wiadomo, gdy gdzieś odbywają się targi, to są towary będące specjalną ich atrakcją. Otóż na tych targach, artykułem, który cieszy się największym popytem, są towary Rzymu. Tylko niewiele narodów, tak jak angielski i kilka innych, do tych towarów poczuło odrazę. (przyp. tłumacza: napisano w 1665 r.)
Otóż, jak powiedziałem, droga do Niebieskiego Grodu przechodzi przez środek miasta Próżność. Ten zaś, który by chciał dojść do Niebiańskiego Grodu, a nie przechodzić przez to miasto, musiałby opuścić ten świat (1Kor 5:10; Jn 17:15). Nawet sam Książę książąt, gdy był tutaj, przeszedł przez to miasto, i to w dniu targowym, aby udać się do swego własnego Kraju. Zdaje mi się, że Belzebub był wtedy głównym dyrektorem targów i zaprosił Go do zakupienia czegoś z jego marności. Chciał Go nawet uczynić władcą tych targów, pod warunkiem, że w chwili wejścia do miasta, pokłoni mu się. Ponieważ był On najbardziej czcigodną Osobą, Belzebub osobiście oprowadzał Go po wszystkich ulicach i pokazał Mu w przeciągu krótkiego czasu wszystkie królestwa świata, aby jeśli mu się uda, zwieść tego Błogosławionego, nakłonić Go do odstępstwa i kupienia czegoś z jego marności.

Ale On do tych towarów czuł odrazę i opuścił to miasto, nie wydawszy ani jednego grosza na te marności (Lk 4:5-8; Mt 4:1-11). Tak więc targi te są bardzo wielkie, stare, i są instytucją od dawna ustabilizowaną.
Nasi pielgrzymi, jak już powiedziałem, byli zmuszeni przejść przez te targi. Tak też uczynili. Ale jak tylko tam się znaleźli, nastąpiło wielkie poruszenie pośród wszystkich ludzi, znajdujących się na targowisku. Całe miasto zaczęło wrzeć z powodu ich przybycia, a złożyło się na to szereg przyczyn:

  • Po pierwsze, pielgrzymi byli przyodziani w ubiór całkiem odmienny od tych wszystkich, którzy brali udział w targach. Dlatego też ludzie znajdujący się tam, zaczęli im się natychmiast przyglądać, jakby wielkiemu dziwowisku. Niektórzy mówili. że są to jacyś głupcy, inni, że to ludzie, którzy uciekli z zakładu dla obłąkanych, inni znowu, że to są obcokrajowcy (1Kor 2:7-8; 1Jn 3:1).
  • Po drugie, równie wielkie poruszenie jak ich ubiór, spowodowała ich mowa. Niewielu bowiem mogło zrozumieć to, co mówili. Oni oczywiście mówili językiem Ziemi Obiecanej a gospodarze targów byli ludźmi tego Świata. Tak więc na przestrzeni całego targowiska wydawali się sobie nawzajem cudzoziemcami.
  • Po trzecie, tym, co zarówno bawiło a zarazem drażniło kupców, był sposób, w jaki pielgrzymi reagowali na widok ich towarów i na ich zaproszenia do kupienia czegoś. Na towary te bowiem ani patrzeć nie chcieli, a gdy ich zapraszano do kupowania, wkładali palce de uszu i wołali „odwróć oczy moje, aby nie patrzyły na marność”. Równocześnie patrzyli w górę, dając wyraz temu, że ich sprawy i zainteresowania są w Niebie.

Jeden z kupców, przyglądając się zachowaniu pielgrzymów, spróbował odezwać się do nich drwiąco: – Może byście kupili coś?
Ale oni, patrząc nań surowo odpowiedzieli: – Kupujemy prawdę (Prz 23:23). To świadectwo stało się powodem do tym większej nienawiści wobec pielgrzymów. Tak więc jedni zaczęli się z nich naśmiewać, drudzy kpić, inni urągać, a jeszcze inni zaczęli nawoływać do tego, by ich pobić.

Wreszcie doszło do wielkiego zamieszania na całych targach i podniecenie wzrosło do tego stopnia, że nie było mowy 0 jakimkolwiek porządku. Posłano po Dyrektora targów, który prędko przybył na miejsce i polecił kilku swoim najbardziej zaufanym przyjaciołom przesłuchać ludzi, przez których powstały te zamieszki. Przyprowadzono ich więc na przesłuchanie i zaczęto wypytywać skąd przyszli, dokąd idą i skąd się wziął ten ich niezwykły strój. Na to ludzie ci odpowiedzieli, że są pielgrzymami i gośćmi w tym świecie i że idą do swego własnego Kraju, którym jest Niebieskie Jeruzalem (Hbr 11:13-16). Twierdzili też, że w niczym nie obrazili obywateli tego miasta, ani kupców, nie wiedzą więc, dlaczego się z nimi tak brutalnie obchodzą i nie pozwalają im spokojnie kontynuować podróży.

Jedna tylko rzecz może być powodem obrazy, a mianowicie to, że jednemu z kupców, który zachęcał ich do kupienia czegoś, powiedzieli. że kupują prawdę. Ci jednak, którym polecono przeprowadzenie wywiadu, nie wierzyli im i byli przekonani, że albo uciekli z jakiegoś zakładu dla obłąkanych, albo też chcieli celowo spowodować zamieszanie na targach. Dlatego postanowili ukarać ich chłostą, umazać błotem i wsadzić do klatki, aby się stali pośmiewiskiem dla wszystkich uczestników targów (1Kor 4:9). Tak też natychmiast zrobili. Pielgrzymi leżeli więc w klatce przez pewien czas, będąc przedmiotem wyśmiewania, złości i zemsty wielu ludzi. Dyrektor zaś śmiał się z wszystkiego, co im się przydarzyło. Oni jednak byli cierpliwi i wymyślania nie odwzajemniali złorzeczeniem, ale wręcz przeciwnie – błogosławieństwem, oddając za złe słowa – dobre, a za rany im zadawane – uprzejmość.

To sprawiło, że niektórzy uczestnicy targów, którzy mieli nieco lepszy zmysł spostrzegawczy i byli do nich mniej uprzedzeni niż reszta, zaczęli upominać i powstrzymywać swoich rozwścieczonych towarzyszy, aby tak tych ludzi bezustannie nie dręczyć.
Na to ci z wielkim gniewem się na nich rzucili, uważając ich za równie złych, jak i ci w klatce, oskarżając ich o utrzymywanie z nimi spółki i krzycząc, że i oni powinni podzielić karę pielgrzymów.
Ci drudzy zaś twierdzili, że przecież widać, iż to ludzie spokojni, i nikomu nie zamierzają uczynić żadnej krzywdy, że wielu z handlujących na targach bardziej zasługiwało na zamknięcie w klatce, niż ci pielgrzymi.
Po chwili sprzeczki, (podczas której pielgrzymi zachowywali się bardzo mądrze i powściągliwie) doszło do rękoczynów i posypały się uderzenia pięściami. Wtedy biednych pielgrzymów przyprowadzono z powrotem przed tych, którzy z nimi poprzednio przeprowadzili wywiad. Ci straszliwie ich zbili, zakuli w kajdany i kazali oprowadzać wlokących za sobą łańcuchy, tam i z powrotem po całych targach, jako odstraszający przykład, gdyż bali się, aby czasem ktoś więcej nie odważył się ująć za nimi, albo się do nich przyłączyć.

Chrześcijanin i Wierny wśród tego wstydu i hańby, rzuconej na nich, zachowywali się spokojnie, znosząc wszystko z taką cichością i cierpliwością, że pozyskali tym dla siebie szereg dalszych uczestników targów – choć to było w porównaniu z resztą – niewielu. To doprowadziło pozostałych do tym większej wściekłości, tak że wreszcie postanowili oni obu pielgrzymów zabić. Zaczęli więc krzyczeć, że dla nich nie wystarczy już ani klatka, ani kajdany, ale, że za obrazę, której dopuścili się w stosunku do nich i za zwiedzenie kilku uczestników targów, winni zostać ukarani śmiercią.

Wsadzono ich tymczasem z powrotem do owej klatki do czasu, gdy jakaś decyzja zostanie powzięta, co z nimi dalej uczynić. Nogi ich zakuto w dyby. Będąc w tej klatce, przypomnieli sobie, co im powiedział ich wierny przyjaciel Ewangelista. To wielce ich utwierdziło i pocieszyło w cierpieniach, które przechodzili. Zaczęli się też wzajemnie pocieszać myślą o tym, że Ten, który w tym mieście poniesie śmierć, będzie się miał lepiej od tego, który zostanie. Dlatego też każdy z nich w sercu swoim pragnął, aby jemu się dostała ta lepsza cząstka. Polecając się w ręce Wszechwiedzącego, który ma moc nad wszystkimi sprawami, w sytuacji w jakiej się znaleźli byli nadal cisi i zadowoleni, oczekując, co z nimi dalej będzie.

Potem wyznaczono termin rozprawy sądowej. Gdy nadszedł ten czas, przywiedziono ich przed sąd, celem wydania wyroku. Stanęli przed swoimi wrogami i zostali oskarżeni, a oskarżycielem ich był pan Wróg Dobra. Akt oskarżenia w istocie był taki sam dla obu pielgrzymów. Treść jego była następująca:

Że są wrogami zawodu kupieckiego, powodują w mieście zamieszki, które okazały się poważną przeszkodą dla wykonywania tego zawodu, oraz spowodowały wśród obywateli miasta tumult i podział na dwa obozy. Oni również pozyskali dla swoich wielce niebezpiecznych poglądów grupę obywateli, którzy wskutek tego okazali pogardę dla praw swego księcia.

Wtedy Wierny zaczął odpowiadać na to oskarżenie, twierdząc. że on się sprzeciwił tylko temu, co przeciwstawiało się Najwyższemu z najwyższych. A jeśli chodzi o zamieszanie i bójkę – mówił dalej – to ja do takich rzeczy nie przykładam ręki, będąc sam mężem pokoju. O tych zaś, którzy stanęli po naszej stronie, można śmiało powiedzieć, że z gorszych stali się lepszymi, a to stało się dzięki temu, że dostrzegli w nas prawdę i niewinność. Jeśli zaś chodzi o tego króla, którego wy wspominacie, to ja i jemu i jego aniołom stanowczo się sprzeciwiam, gdyż jest nim Belzebub, wróg naszego Pana.

Wówczas wygłoszono odezwę, aby ci, którzy mają coś do powiedzenia w obronie swego księcia i władcy, natychmiast zgłosili się i złożyli świadectwo przeciwko więźniowi siedzącemu na ławie oskarżonych. Zjawiło się trzech świadków, a mianowicie panowie: Zazdrość, Zabobon i Lizus.

Zapytano ich, czy znają oskarżonego i co mają do powiedzenia w obronie swego księcia, a przeciwko niemu.
Wtedy powstał pierwszy świadek, Zazdrość i tak zaczął mówić: – Wysoki Sądzie, ja tego Człowieka znam już bardzo dawno i mogę oświadczyć pod przysięgą, przed Wysokim Sądem, że jest on –
Sędzia: – Poczekaj, przysięgnij –
Świadek złożył więc przysięgę, a następnie tak mówił dalej: – Wysoki Sądzie! Pomimo swego pięknie brzmiącego imienia, człowiek ten jest jednym z najpodlejszych ludzi w naszym kraju. Nie ma on szacunku ani dla księcia, ani dla ludu, prawa czy tradycji. Czyni natomiast wszystko, co jest w jego mocy, aby wszczepić w ludzi coś ze swoich nielojalnych skłonności, które ogólnie nazywa zasadami wiary i świętości. Słyszałem na własne uszy, jak twierdził, że chrześcijaństwo jest zupełnym przeciwieństwem zwyczajów naszego miasta Próżność i że tych dwóch rzeczy nie da się ze sobą pogodzić.

Już przez samą tę wypowiedź, Wysoki Sądzie, oskarżony nie tylko potępia nasze chwalebne uczynki, lecz i nas samych, jako wykonujących je.
Sędzia: – Czy masz jeszcze coś do powiedzenia?

Zazdrość: – Mógłbym Wysoki Sądzie, powiedzieć jeszcze wiele innych rzeczy, ale nie chcę Wysokiego Sądu zbyt długo zatrzymywać. Jeśli zajdzie po temu potrzeba, gdy ci dalsi panowie złożą swoje zeznania, a wynikłaby jakaś luka w ujawnieniu winy oskarżonego, wówczas mógłbym rozszerzyć moje świadectwo przeciwko niemu.

Polecono mu więc stanąć na boku, a wezwano pana Zabobona, któremu najpierw polecono również spojrzeć na więźnia. Zapytano go, co ma do powiedzenia w obronie księcia, a przeciwko oskarżonemu. Po złożeniu przysięgi zaczął mówić, co następuje: – Wysoki Sądzie! Ja nie znam tego człowieka bardzo dobrze, ani też nie mam pragnienia się o nim czegoś więcej dowiadywać, ale z rozmowy, którą z nim miałem jakiś czas temu w mieście, wywnioskowałem, że jest to nader niebezpieczny człowiek.
Twierdził on bowiem, że nasza religia jest niczym i w żaden sposób Bogu podobać się nie może. Ta wypowiedź, jak Wysoki Sąd zapewne jasno widzi, oznacza ni mniej ni więcej, tylko to, że nasze nabożeństwa wciąż jeszcze są daremne, że jesteśmy jeszcze w naszych grzechach i że w końcu będziemy potępieni. To jest wszystko, co chciałem powiedzieć.
Potem Lizus złożył przysięgę i polecono mu coś powiedzieć – w obronie księcia, a przeciwko oskarżonemu.
Lizus: – Wysoki Sądzie, Panowie! Tego człowieka znam od dawna i słyszałem jak mówił takie rzeczy, których nie powinno się mówić. Wyrażał się bowiem obraźliwie o naszym szlachetnym księciu Belzebubie i jego czcigodnych przyjaciołach, takich jak pan Stary-człowiek, pan Cielesny, pan Przepych. pan Pyszałek, pan Lubieżnik, pan Łakomczuch, a także o innych naszych czcigodnych arystokratach.

Powiedział również, że jeśliby wszyscy byli tego samego zdania co on, to ani jeden z tych dostojników nie miałby miejsca w naszym mieście. A do tego wszystkiego, nie bał się nawet tobie złorzeczyć, panie mój, który w tej chwili powołany jesteś do sadzenia go, nazywając cię bezbożnym łotrem. Takimi i innymi podobnymi, obraźliwymi słowami zniesławił większość najczcigodniejszych obywateli naszego miasta.

Gdy Lizus zakończył swoje przemówienie, sędzia zwrócił się do więźnia siedzącego na ławie oskarżonych tymi słowy:
– Ty zwyrodnialcze, heretyku i zdrajco! Czy słyszałeś. co ci uczciwi panowie świadczyli przeciwko tobie?

Wierny: – Czy mogę powiedzieć kilka słów w mojej obronie?
Sędzia: – Zaiste powinieneś nie żyć dłużej, lecz być natychmiast, tu, na miejscu stracony, żeby jednak wszyscy ludzie mogli zobaczyć, jak jesteśmy w stosunku do ciebie łagodni, pozwolę ci jeszcze raz przemówić.
Wierny:- Po pierwsze powiem zatem w odpowiedzi na to, co mówił pan Zazdrość, że istotnie twierdziłem, że wszystkie przepisy, prawa, zwyczaje albo ludzie, którzy wyraźnie sprzeciwiają się Słowu Bożemu, są całkowitym przeciwieństwem chrześcijaństwa. Jeśli w tym stwierdzeniu jest coś niesłusznego, to proszę mnie przekonać o moim błędzie, a gotów jestem tutaj, przed wami wszystkimi to stwierdzenie odwołać.
Po drugie – jeśli chodzi o drugie zeznanie, czyli to, co mi zarzuca pan Zabobon, to powiedziałem tylko tyle, że w prawdziwymi oddawaniu czci Bogu potrzebna jest dana przez Boga wiara. Nie może jednak istnieć taka Boża wiara tam, gdzie nie ma Bożego Objawienia Jego woli. Z tej przyczyny wszystkie sposoby oddawania czci Bogu, które nie są zgodne z Bożym objawieniem, mogą być wykonywane tylko przez wiarę ludzką, która jest bezużyteczna w odniesieniu do życia wiecznego.
Po trzecie – jeśli chodzi o to, co powiedział pan Lizus, to stwierdzam, (pomijając wyrażenia, których ponoć miałem używać w sposób obraźliwy) że książę tego miasta wraz z całym tłumem swoich towarzyszy, wymienionych przez tego pana, stanowczo powinni raczej znaleźć się w piekle, aniżeli w tym mieście i w tym kraju. A tak niech Pan się nade mną zlituje.

Wtedy sędzia zwrócił się tymi słowy do ławników, którzy cały czas przysłuchiwali się wszystkiemu: – Panowie, widzicie tego człowieka, z powodu którego w naszym mieście powstał tak straszny rozruch, słyszeliście także jego odpowiedź i wyznanie. Leży to teraz w waszej mocy, kazać go powiesić lub też uwolnić, ale uważam za właściwe wpierw pouczyć was odnośnie naszego prawa.

Za dni Faraona wielkiego, sługi naszego księcia, został wydany dekret, że w celu uniknięcia zbytniego rozmnożenia się tych. którzy są wyznawcami wrogiej nam wiary, należy wszystkich męskich potomków wrzucać do rzeki (Wj 1). Inny dekret został wydany za dni Nabuchodonozora Wielkiego, który był sługą naszego księcia, że ktokolwiek by nie upadł i nie pokłonił się złotemu posągowi, powinien zostać wrzucony do pieca ognistego (Dan 3). Jeszcze inny dekret został wydany za dni Dariusza, że ktokolwiek by, przez pewien okres czasu, kłaniał się jakiemuś innemu Bogu aniżeli jemu, winien być wrzucony do lwiej jamy (Dn 6). Otóż buntownik ten złamał istotną treść tych dekretów, i to nie tylko w myśli (chociaż nawet i tej nie powinno się tolerować), ale w słowie i w czynie, co zaiste powinno być bezwzględnie ukarane.
To prawo, które zostało ustanowione przez faraona, miało jako swoje założenie zapobieganie, gdy zbrodni jeszcze ma było – ale w tym przypadku ona już istnieje. W drugim i trzecim punkcie jego wypowiedzi widać wyraźnie, że się naszej religii przeciwstawia. A jeśli chodzi o jego wyznanie, jest ono najwyraźniejszą obrazą majestatu naszego Księcia, i za to zasługuje na karę śmierci.
Wtedy sąd powstał z miejsc i wyszedł. Imiona ławników były następujące: pan Ślepy, pan Nicwart, pan Zjadliwy, pan Swawolny, pan Rozpasany, pan Czupurny, pan Zarozumiały, pan Kłamca, pan Okrutny, pan Wróg-światła, pan Nieubłagany. Każdy z nich wydał od siebie osobiście wyrok, a potem jednogłośnie postanowili orzec go przed sędzią jako winnego.

Najpierw zabrał głos przewodniczący – pan Ślepy, który tak się wyraził: – Ja wyraźnie widzę, że ten człowiek jest heretykiem.
Potem pan Nicwart oświadczył: – Precz z takim człowiekiem, niech nie chodzi więcej po ziemi.
A pan Zjadliwy krzyknął: – Ach, ja nie cierpię nawet jego widoku!
Potem zabrał głos pan Swawolny: – Nigdy go nie znosiłem!
Ani ja – dodał pon Rozpasany – ponieważ zawsze potępiał mój sposób życia!
Powiesić go, powiesić! – krzyczał pan Czupurny.
– To wstrętny łachman! – powiedział pan Zarozumiały.
– Moje serce burzy się przeciwko niemu – dodał pan Wrogi.
– On jest bandytą! – powiedział pan Kłamca.
– Powieszenie to dla niego zbyt łagodna kara – zaznaczył pan Okrutny.
– Usuńmy go z drogi! – oświadczył pan Wróg-światła.
Wreszcie pan Nieubłagany powiedział tak: – Gdyby mi nawet cały świat dawano, nie mógłbym się pojednać z tym człowiekiem. Oświadczmy więc natychmiast, że winien jest kary śmierci.
Tak też uczynili, w rezultacie czego po chwili został wydany wyrok, mocą którego oskarżonego polecono zabrać z powrotem na to miejsce, skąd go przyprowadzono, i tam wykonać na nim wyrok śmierci w jak najokrutniejszy sposób. Wywiedli go zatem, aby z nim postąpić według swego prawa. Najpierw więc ubiczowali go, potem zaczęli go okładać pięściami, następnie ciało jego pokłuli nożami, potem go ukamienowali, poranili okropnie mieczami, a na koniec spalili na popiół na stosie. Tak Wierny zakończył pielgrzymkę.

Dzielnie bracie Wierny, i w słowie i w czynie!
Sędzia, sąd, świadkowie przyznają jedynie.
Że są pełni złości – nie żeś pokonany!
Choć umrzesz, żyć będziesz u Pana nad pany!

Zobaczyłem też, że z tyłu, za tłumem, stał pojazd zaprzężony w parę rumaków, czekających na Wiernego, który (gdy tylko wrogowie wykonali na nim wyrok) został doń wzięty i natychmiast, przy dźwięku trąby, najbliższą drogą przez chmury, zawieziony do Niebiańskiej Bramy.
Jeśli zaś chodzi o Chrześcijanina, to miał chwilę odpoczynku, ponieważ został odprowadzony z powrotem do więzienia, gdzie przebywał przez pewien czas. Ale Ten, który ma moc i nad gniewem ludzkim, tak pokierował sprawą, że tym razem Chrześcijanin ocalał z ich rąk i poszedł swoją drogą. Idąc zaś, w ten sposób zaśpiewał:

Świadczyłeś przez śmierć Wierny o swoim Panu,
On pociech niebiańskich użyczył balsamu.
Niewierni z próżnymi swymi radościami
Dręczeni wnet będą już piekła ogniami.
Więc śpiewaj mój wierny, twe imię na wieki,
Wszak żyjesz, boś poszedł w dom Ojca daleki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anti-Spam Quiz: