15 – Zmienny i jego przyjaciele

Chrześcijanin jednak nie poszedł dalej samotnie, gdyż przyłączył się do niego człowiek, któremu na imię było Ufny, (a otrzymał to imię w czasie przyglądania się zachowaniu Chrześcijanina i Wiernego, gdy cierpieli na Targach Próżności, a to, co mówili przyjął całym sercem). Przyłączył się on do Chrześcijanina, a zawarłszy z nim braterskie przymierze, oświadczył, że pragnie być jego towarzyszem. Tak więc jeden umarł, aby dać świadectwo Prawdzie, a z jego prochów powstał inny, aby się stać towarzyszem Chrześcijanina. Ufny powiedział Chrześcijaninowi, że niebawem ich śladem pójdą inni spośród uczestników targów, gdyż już się przygotowują do ruszania w drogę.

W krótkim czasie po wyjściu z miasta dogonili idącego przed nimi mężczyznę, któremu na imię było Zmienny.
Zapytali go więc: – Z jakiego to kraju pan pochodzi? Jak daleko zamierza pan pójść tą drogą?
Na to on im powiedział, że pochodzi z miasta Pięknych Słówek i że idzie do Niebiańskiego Grodu. (jak się nazywa, nie powiedział im).
– Z miasta Pięknych Słówek? – zapytał Chrześcijanin – czy żyją tam dobrzy ludzie? (Prz 28:25).
– Tak – rzekł Zmienny – są tam tacy.
Chrześcijanin: – Proszę cię, mój panie, jak wolno mi zwracać się do ciebie?
Zmienny: – Jestem dla was obcy, a i wy jesteście mi obcymi. Jeśli idziecie tą drogą, rad będę z waszego towarzystwa, ale jeśli nie, to trudno – i tym się zadowolę.

Chrześcijanin: – Przypominam sobie, słyszałem o tym mieście Pięknych Słówek. Mówią, ze w bogata miejscowość.
Zmienny: – Tak, zapewniam cię, że tak jest istotnie. Sam mam tam wielu bogatych krewnych.
Chrześcijanin: – Proszę powiedz mi, jak się nazywają ci krewni, jeśli wolno zapytać?
Zmienny: – Spowinowacone jest ze mną niemal całe miasto. Do krewnych mych zalicza się w szczególności pan Chorągiewka-na-Dachu, pan Modniś, pan Piękne Słówka, (od jego przodków miasto otrzymało swą nazwę), zalicza się do nich też pan Gładki, pan Dwulicowy, pan Wszystkiemu-Rad oraz proboszcz naszej parafii – pan Dwujęzyczny, który był rodzonym bratem mojej babki ze strony ojca. Mówiąc prawdę, chociaż jestem człowiekiem stojącym na wysokim poziomie, to jednak mój; pradziad był zaledwie wioślarzem z zawodu, płynącym w jednym kierunku, a wiosłującym w przeciwnym. Ja również zdobyłem większość moich posiadłości dzięki tej umiejętności.
Chrześcijanin: – Czy jesteś człowiekiem żonatym?
Zmienny: – Tak jest. Żona moja jest niewiastą pełną cnót i córką takiejże niewiasty pani Obłudnicy. Pochodzi więc z czcigodnej rodziny. Doszła ona do takiej umiejętności niszczenia, że umie tego nauczyć każdego, począwszy od księcia, a skończywszy na żebraku. Jeśli chodzi o religię, to, co prawda, różnimy się od tych, którzy są nieco surowszych poglądów, ale zaledwie w dwóch, mało ważnych rzeczach. Po pierwsze, nigdy nie walczymy z prądem i wiatrem, a po drugie, jesteśmy gorliwi zawsze wtedy, gdy religia cieszy się dużym wzięciem i kroczy naprzód w strojnych szatach. Bardzo wtedy lubimy chlubić się nią, chodząc po ulicach miasta, w blaskach słońca i przy oklaskach ze strony ludzi.

Wówczas Chrześcijanin odszedł nieco na bok i przybliżywszy się do swego towarzysza Ufnego rzekł:
– Tak mi się coś zdaje, że jest to pan Zmienny, z miasta Pięknych Słówek, a jeśli tak jest istotnie, to mamy w naszym towarzystwie jednego z najgorszych łotrów, jacy tylko w tych stronach się znajdują.
Ufny dał mu taką radę: – Zapytaj się go wprost. Myślę, że nie powinien wstydzić się swego nazwiska.
Chrześcijanin zbliżył się do niego ponownie i zagadnął: – Panie, mówisz tak, jak gdybyś wiedział więcej, aniżeli wie cały świat i jeśli się nie mylę, jesteś Zmienny z miasta Pięknych Słówek.
Zmienny: – To nie jest moje imię, lecz tylko przezwisko, które mi dali nienawidzący mnie ludzie, i jestem zmuszony nosić je, choć jest obraźliwe, tak jak wielu innych musiało nosić przedtem przezwiska im nadane.
Chrześcijanin: – A czy nigdy nie dałeś do ludziom powodu, aby cię tak nazywali?
Zmienny: – Nie, nigdy! Jedyną rzeczą, jaką uczyniłem, przez którą dałem im sposobność do nadania mi tego przezwiska było to, że zawsze miałem szczęście, iż moje poglądy były w odpowiednim czasie zgodne z opinią ogółu, co też było powodem moich zysków. Jeśli jednak tak mi się powiodło, uważam to za błogosławieństwo, złośliwcy zaś obsypują mnie za to obelgami.
Chrześcijanin: – Tak myślałem, że jesteś tym Człowiekiem, o którym słyszałem. A jeśli ci mam powiedzieć, co ja o tobie myślę, to niestety, muszę przyznać, że to imię jest bardziej dla ciebie odpowiednie aniżeli chcesz się do tego przyznać.
Zmienny: – Trudno, jeśli sobie tak wyobrażasz tę sprawę, to ja na to nic nie poradzę. Jeśli jednak przyjmiecie mnie do swego towarzystwa, to stwierdzicie, że jestem dobrym towarzyszem.
Chrześcijanin: – Jeśli chcesz z nami wędrować, to musisz zdecydować się iść przeciwko prądowi, przeciw wiatrowi, a o ile wiem, jest to sprzeczne z twymi poglądami. Musisz też wyznawać swą religię również wtedy, gdy przyobleczona jest w łachmany, a nie tylko wtedy, gdy ma na sobie strojne szaty. Trzeba jej pozostać wiernym, gdy jest zakuta w kajdany, a nie tylko wtedy, gdy się cieszy oklaskami ogółu.
Zmienny: – Nie wolno ci narzucać mi, lub czegokolwiek rozkazywać w sprawach dotyczących wiary. Pozostaw mi w tym swobodę i pozwól, że pójdę z wami.
Chrześcijanin: – Ani kroku dalej, jeśli w sprawach, które ci przedstawiłem, nie zachowasz się tak samo, jak my.
Wtedy Zmienny oświadczył: – Nigdy nie porzucę mych starych zasad, gdyż są nieszkodliwe, a nawet pożyteczne. Jeśli mi nie wolno iść z wami, to będę musiał, podobnie jak przedtem, zanim mnie dogoniliście, iść samemu, dopóki nie spotkam kogoś innego, który by był rad z mego towarzystwa.

Widziałem w moim śnie, że Chrześcijanin i Ufny opuścili go i szli w pewnej odległości przed nim. Ale gdy jeden z nich spojrzał wstecz, zobaczył trzech mężczyzn idących za panem Zmiennym, którzy szybko dogonili go. Przy spotkaniu pan zmienny głęboko się im ukłonił, a oni odwzajemnili mu się grzecznym pozdrowieniem. Imiona tych trzech były Świecki, Chciwy i Skąpy. Z tymi ludźmi Zmienny znał się już od dawna, bo gdy byli jeszcze dziećmi, chodzili razem do szkoły. Ich nauczycielem był niejaki pan Łapczywy, kierownik szkoły w miejscowości Zachłanność, które jest miastem powiatowym w województwie Pożądliwość, na północy kraju. Ten kierownik szkoły nauczył ich sztuki grabienia dla siebie, bądź to przemocą, bądź przez: pokrewieństwa, pochlebstwo, kłamstwo, albo przez pozorną religijność. Tych czterech panów tak dużo się w tym względzie nauczyło od swojego mistrza, że każdy z nich byłby w stanie samodzielnie kierować tego rodzaju szkołą.
Gdy więc, jak powiedziałem, wymienili ukłony, pan Chciwy rzekł do pana Zmiennego: – co to są za ludzie, idący drogą tam przed nami? Chrześcijanina i Ufnego było bowiem jeszcze widać.
Zmienny: – Jest to dwóch naszych ziomków, mało nam znanych, którzy na swój sposób pielgrzymują.
Chciwy: – Jaka szkoda. że nie poczekali, mielibyśmy ich miłe towarzystwo. wszak oni pielgrzymują tak, jak my zapewne mój panie?
Zmienny: – Tak, to prawda, ale ci ludzie idący przed nami są tak surowi i tak bardzo miłujący swoje własne przekonania, przy równoczesnym lekceważeniu poglądów innych ludzi, że nawet najbardziej bogobojnego człowieka wyrzucają wręcz ze swego towarzystwa, jeśli się z nimi nie zgadza w każdym najmniejszym szczególe.
Skąpy: – To niedobrze. Wiemy o niektórych ludziach, iż są ponad miarę sprawiedliwi, a tego rodzaju surowość sprawia, że stają się skłonni wszystkich sądzić i potępiać, za wyjątkiem samych siebie. Ale proszę cię, wyjaśnij mi, jakie to były poglądy i ile ich było, w których między wami zachodziły różnice?
Zmienny: – No cóż – według uporu swego uważają za rzecz konieczną podróżować bez względu na pogodę, ja natomiast uważam, że powinno się czekać na odpowiedni wiatr i odpowiednią falę. Oni są za tym, aby dla Boga zaryzykować wszystko, bez reszty, podczas gdy ja uważam za stosowne korzystać” z wszelkich udogodnień, w celu zabezpieczenia mego życia i mienia. Oni są za tym. aby zachować swoje poglądy, choć wszyscy im się sprzeciwiają, ja natomiast uważam za słuszne angażować się w religii tylko tak dalece, jak na to pozwalają czasy i moje bezpieczeństwo. Oni są za religią także i wtedy, gdy jest ona w łachmanach i w pogardzie, ja natomiast tylko wtedy, gdy chodzi w strojnych szatach, w blasku słońca i cieszy się poklaskiem tłumu.

Świecki: – No, i trzymaj się tego, mój dobry panie Zmienny, gdyż i ja w zupełności podzielam to zdanie, że głupcem może być nazwany ten, który mając możliwość zachowania tego, co posiada, jest tak dalece pozbawiony rozumu, że to traci. Bądźmy zatem chytrzy jako węże. Najlepiej suszyć siano póki świeci słońce. Patrz, jak pszczoła leży cichutko przez całą zimę, a zaczyna działać się dopiero wtedy, gdy może połączyć przyjemne z pożytecznym. Bóg niekiedy posyła deszcz, kiedy indziej zaś świeci słoneczko. Jeśli są tak głupi, aby wędrować podczas deszczu, to trudno. My pójdziemy w drogę przy pięknej pogodzie. Jeśli o mnie chodzi, to ja najlepiej lubię taką religię, która nam zapewnia dobre błogosławieństwa Boże na każdy czas.

Czyż może ktoś kierujący się rozumem, wyobrażać sobie, by Bóg nie pozwolił nam na używanie dobrych rzeczy, którymi nas Sam w życiu obdarował. Abraham i Salomon wzbogacili się dzięki religii, a Hiob mówi, za człek dobry może uzbierać na ziemi bogactwo (Job 22:24). Nie może on być w takim razie podobny do ludzi, którzy idą przed nami, jeśli oni są istotnie takimi, jak ty ich opisałeś.
Skąpy: – Zdaje mi się, że odnośnie tych rzeczy jesteśmy wszyscy zgodni, a więc nie musimy dłużej mówić na ten temat.
Chciwy: – Zaprawdę szkoda czasu na dalszą rozmowę o tych rzeczach. Ten bowiem, kto nie wierzy ani Słowu Bożemu, ani rozumowi (a widzicie przecież, że i Słowo i rozum jest po naszej stronie), ten też nie wie, jaką posiada wolność, ani też nie troszczy się o własne bezpieczeństwo.
Zmienny: – Moi bracia, jak widzicie, jesteśmy wszyscy pielgrzymami, pozwólcie więc, ze w celu odwrócenia naszej uwagi od złych rzeczy, zadam wam następujące pytanie: – Przypuśćmy, że ktoś – duchowny, kupiec, czy też ktoś inny, miałby możliwość uzyskania jakiegoś przywileju, dzięki czemu przypadła by mu jakaś dobra cząstka błogosławieństw, dostępnych w tym życiu. Przypuśćmy, że nie może on tych błogosławieństw osiągnąć bez pozornego przynajmniej zainteresowania sprawami religią, które wcześniej nie miały dla niego znaczenia. Czyż nie powinien skorzystać z takiej okazji, pozostając przy tym ze wszech miar uczciwym człowiekiem?

Chciwy: – Widzę sedno twojego pytania i sformułuję taką odpowiedź: Najpierw jeżeli się tyczy duchownego. Przypuśćmy, że jakiś duchowny jest człowiekiem zacnym, posiada jednak maleńkie dochody, ma jednak na oku dochody daleko większe, bardziej tłuste i treściwe – i nadarza się sposobność otrzymania ich. W tym celu jednak należy aby stał się jeszcze pilniejszym w teologicznych studiach, aby wygłaszał kazania częściej i z większym zapałem niż dotychczas, przy jednoczesnej zmianie niektórych swoich zasad i przystosowaniu się do nastrojów panujących wśród ludzi – to ja ze swojej strony nie widzę powodu, dla którego człowiek ten nie miał by tego nie czynić. Musi oczywiście mieć powołanie – uczyni wtedy daleko więcej dobra niż uprzednio.

Powody, dla których wolno mu to uczynić są takie:

  1. pragnienie posiadania większego dochodu, skoro taką możliwość daje opatrzność, jest w pełni uzasadnione. Powinien więc ze wszystkich sił się o to starać, nie pytając o radę sumienia.
  2. jeśli pragnie uzyskać większe dochody, działa z wytężeniem, pilniej nad sobą pracuje, jest gorliwszym kaznodzieją – to czyni go wartościowszym człowiekiem, bardziej się on rozwija, co jest zgodne z wolą Bożą.
  3. jeśli chodzi o liczenie się z nastrojami wśród ludzi i zmianę pewnych swoich zasad dla dogodzenia im, wskazuje to że:

a) jego charakter zdolny do zaparcia się samego siebie,
b) jego uprzejme postępowanie, które pozyskuje otoczenie, udowadnia, że nadaje się w na duchownego. Z tego więc wynika, że duchowny, który zamienia rzeczy małe na duże, nie powinien z tego tytułu być osadzony jako chciwiec, ale raczej należy go uważać za człowieka podążającego za swoim powołaniem, skoro dzięki temu powiększa zakres swego działania i korzysta ze sposobności, aby czynić dobrze.

Odnośnie zaś drugiej części tego pytania, w którym wspomniałeś kupca, to weźmy dla przykładu jakiegoś kupca, któremu się wiedzie marnie na tym świecie, który jednak przez to, że stanie się człowiekiem religijnym, mógłby poprawić swój los – np. bogato się ożenić, lub zdobyć o wiele lepszych klientów dla swego sklepu. Otóż jeśli o mnie chodzi, to nie widzę przyczyny, dla której by nie było wolno tego zrobić, dlatego, że przecież:

  1. zostać człowiekiem religijnym jest cnotą, bez względu na to, jakim sposobem to się staje.
  2. nie jest też rzeczą sprzeczną z prawem bogato się ożenić, lub zdobyć dla swojego sklepu dobrych klientów.
  3. człowiek, który otrzymuje żonę, czy klientów, dzięki temu, że się staje religijny, dostaje coś dobrego od ludzi dobrych, w związku z tym, sam staje się dobry. Tak więc jest tutaj i dobra żona, dobrzy klienci, dobry zysk, a wszystko to dzięki temu, że nasz bohater staje się religijny, co jest rzeczą dobrą. A więc stać się religijnym w celu otrzymania wszystkich tych rzeczy. jest rzeczą dobrą i pożyteczną.

Odpowiedź, którą pan Chciwy dał na pytanie pana Zmiennego, spotkała się z gorącym uznaniem wszystkich, i dlatego jednomyślnie zgodzili się na to, że tak właśnie jest najlepiej i najkorzystniej. Ponieważ byli też tego zdania, że nikt nie będzie w stanie im zaprzeczyć, a Chrześcijanin i Ufny szli niedaleko przed nimi tak, że mogli jeszcze usłyszeć wołanie, postanowili wspólnie zadać im to pytanie, gdy tylko z nimi się zrównają – tym bardziej, ze przedtem się panu zmiennemu sprzeciwiali.

Zawołali więc na nich, oni zatrzymali się i czekali w miejscu tak długo, aż ci do nich podeszli. W drodze uchwalili między sobą, że pytanie to powinien zadać nie pan Zmienny, lecz stary pan Świecki dlatego, że przypuszczali, iż odpowiedź będzie wolna 0d resztek gniewu, który towarzyszył niedawnemu rozstaniu się ich z panem Zmiennym.
Tak więc, gdy się do siebie zbliżyli i wymienili krótkie pozdrowienia, pan Świecki zadał to pytanie Chrześcijaninowi i jego towarzyszowi, prosząc ich o udzielenie im, jeśli potrafią, odpowiedzi.

Chrześcijanin odpowiedział im tymi słowy: – Nawet niemowlę w sprawach religii może odpowiedzieć na dziesięć takich pytań. Jeśli bowiem stosownie do Słowa zapisanego w Ewangelii według Jana, rozdz. 6, było rzeczą niesłuszną szukać Chrystusa dla otrzymania chlebów, to o ile większą obrzydliwością jest czynienie z Niego i z religii pewnego rodzaju gry. w której można by wygrać uciechy tego świata! Chyba jedynie poganie, obłudnicy, demony i czarownice podzielają takie przekonanie.

  1.   Poganie, ponieważ gdy dla Hemora i Sychema stało się jasne, że w żaden sposób nie mają dostępu do córki i stad Jakuba, chyba że poddadzą się obrzezaniu, zaproponowali swoim rodakom, aby obrzezać w ich narodzie każdego mężczyznę tak, jak są obrzezani Izraelici. „Wtedy bowiem – argumentowali oni – i majątek ich i całe bydło, czyż nie będą nasze?” Celem było, aby posiąść córkę Jakuba i stada, a przyjęcie religii było tylko środkiem dla osiągnięcia tego celu. Przeczytajcie całą tę historię w Rodzaju 34:20-23.
  2.   Obłudni faryzeusze również mieli tego rodzaju religię. Długie modlitwy były tylko pozorem, a objadanie się w domach ubogich wdów, ich celem, wskutek czego cięższy sąd od Boga jest ich zapłatą (Lk 20:46-47).
  3.   Ów diabeł Judasz również posiadał tego rodzaju religię: był bowiem religijny dla sakiewki, aby posiąść to, co w niej było, ale został przeklęty, odrzucony i w całej pełni stał się synem zatracenia.
  4.   Szymon – czarownik również miał taką religię, chciał bowiem posiąść Ducha Świętego. aby móc przez to zyskać pieniądze. Lecz i on spotkał się z sądem z ust Piotra, wg (Dz 8:19-22)
  5. Jestem też pewien tego, że człowiek, który staje się religijny dla uzyskania dóbr tego świata, będzie skłonny religię porzucić dla innych dóbr tegoż świata. Podobnie bowiem jak Judasz Stał się religijny dla celów tego świata, tak z całą pewnością sprzedał religię i swego Mistrza dla tychże samych celów. Ten więc, kto na wasze pytanie odpowiada twierdząco – a wy zdaje się tak właśnie czynicie, daje dowód, że ma pogańskiego, obłudnego i diabelskiego ducha i otrzyma zapłatę stosownie do swych uczynków.

Gdy Chrześcijanin zakończył, rozmówcy jego w osłupieniu spoglądali jeden na drugiego, ale nie znajdowali żadnego argumentu, którym by mogli mu odpowiedzieć. Ufny również poświadczył prawdziwość odpowiedzi Chrześcijanina, zapanowało więc między nimi na dłuższą chwilę milczenie. Pan Zmienny i jego towarzysze zwolnili kroku i poczęli pozostawać w tyle, specjalnie w tym celu, aby Chrześcijanin i Ufny ich wyprzedzili. Chrześcijanin rzekł wtedy do swego towarzysza: – Jeśli ci ludzie nie mogą się ostać wobec wyroków ludzkich, to jakże się kiedyś ostoją przed sądem Bożym.

A jeśli oniemieli, mając do czynienia z glinianymi naczyniami, jakimi my jesteśmy, to co zrobią, gdy ich zgromią płomienie pożerającego ognia?

Chrześcijanin i Ufny wyprzedzili ich więc i poszli dalej, aż dotarli do pewnej przyjemnej równiny, zwanej Odpocznieniem. Szli po niej z dużym zadowoleniem. A że równina ta była bardzo niewielka, po chwili już ją mieli poza sobą.
Po tej zaś stronie równiny znajdował się pagórek, zwany zyskiem, w którym była kopalnia srebra. Niektórzy przechodząc tędy dawniej, zwabieni rzadkością tego rodzaju kopalni, zboczyli z drogi, aby ją zwiedzić. Ale gdy zbliżyli się zbytnio do szybu, ulegli katastrofie, gdyż grunt był w tym miejscu zwodniczy i usunął im się pod nogami, wskutek czego wpadli do szybu i zabili się. Inni znów doznali tam tak ciężkich obrażeń, że do końca życia zostali kalekami.

Potem widziałem w moim śnie, że tuż obok drogi, naprzeciw tej kopalni stał Demas (robiący wrażenie jakby był kimś zamożnym), zapraszający przechodzących do zwiedzenia kopalni. Zwrócił się też do Chrześcijanina i jego towarzysza, mówiąc: – Podejdźcie tutaj panowie. a pokażę wam wartościowe skarby!
Chrześcijanin: – Cóż to miałoby być warte tego, byśmy zboczyli z naszej drogi?
Demas: – Tu znajduje się kopalnia srebra i wielu poszukuje tutaj skarbów. Jeśli przyjdziecie, to bez wielkiego trudu staniecie się właścicielami obfitych dóbr.
Ufny: – Chodźmy popatrzeć.
Chrześcijanin: – Ja w żadnym wypadku nie pójdę! Już o tym miejscu słyszałem. Wielu tutaj straciło życie. A zresztą ten skarb jest pułapką dla tych, którzy go szukają, gdyż stanowi przeszkodę w ich pielgrzymce.

I zwracając się do Demasa rzekł: – czyż nie jest to miejsce niebezpieczne czy nie zatrzymało wielu ludzi w pielgrzymce?
Demas: – Nie jest bardzo niebezpieczne, chyba, że ktoś jest bardzo nieostrożny – ale mówiąc te słowa zarumienił się.

Wówczas Chrześcijanin rzekł do Ufnego: – Raczej nie zbaczajmy na krok z naszej drogi.
Ufny: – zaręczam ci, że gdy przyjdzie tu Zmienny i otrzyma takie samo zaproszenie jak my, na pewno się uda do tej kopalni, aby zobaczyć i zdobyć skarby.
Chrześcijanin: – co do tego nie ma wątpliwości, gdyż zasady jego w pełni są zgodne z zaproszeniem od tego Demasa. Jest też prawie zupełnie pewne, że w tej kopalni straci życie.
Wtedy Demas ponowił zaproszenie: – I cóż nie pójdziecie przynajmniej obejrzeć skarbów?
Wtedy Chrześcijanin odpowiedział mu: – Demasie, twoje postępowanie sprzeciwia się prostym drogom Bożym (2Tm 4:10) i już zostałeś potępiony przez jednego z sędziów naszego Władcy, za to, że zszedłeś z drogi prawej.
Poza tym nasz król niechybnie by się dowiedział, że zboczyliśmy z drogi. Wtedy zamiast z wiarą stanąć przed Jego obliczem, stanęlibyśmy przed nim zawstydzeni.
Na to Demas zaczął głośno krzyczeć, że on też jest pielgrzymem i jeśli chwilkę poczekają, to pójdzie z nimi.
Chrześcijanin: – Jak ty się nazywasz, czy nie nazwałem cie twoim prawdziwym imieniem?
Demas: – Tak nazywam się Demas i jestem synem Abrahama!
Chrześcijanin: – Nie, twoim praojcem jest Gehazi a ojcem Judasz i wstąpiłeś dokładnie w ich ślady! Posługujesz się iście diabelskim fortelem. Ojciec twój powiesił się jako zdrajca, a ty nie zasługujesz na lepszą zapłatę. (2Krl 5:20-27, Mt 26:15-16; 27:3-6).
Bądź pewny, że gdy przybędziemy przed oblicze Króla opowiemy Mu czym się zajmujesz!

Następnie odeszli.

Tymczasem pan Zmienny z towarzyszami zbliżyli się do Demasa tak, że już ich było widać. Na pierwsze wezwanie Demasa – ruszyli do kopalni. Nie wiem, czy wpadli do szybu, w chwili gdy zaglądali do niego, czy też weszli do wnętrza, aby tam kopać i udusiły ich trujące opary, które tam się unoszą – jedno jest pewne, że już nigdy więcej nie widziano ich na Królewskiej Drodze.

Potem Chrześcijanin zaśpiewał:

Pan Zmienny z Demasem całkiem zgodni są
W tym, że od życia sprośnych zysków chcą.
Więc tylko w tym świecie cząstkę będą mieć.
Choć biegną, wołają – w końcu wpadną w sieć

Potem widziałem, że zaraz po drugiej stronie tej równiny, pielgrzymi spostrzegli jakiś stary pomnik, stojący tuż przy drodze, którego widok bardzo ich zadziwił. Patrząc nań odnosiło się wrażenie, że ma on kształt kobiety. Stali, przypatrując się przez chwilę temu pomnikowi, ale nie mogli ani rusz odgadnąć, co on przedstawiał. Wreszcie Ufny zauważył, że w górze, na głowie był napis, wyryty niezwykłym charakterem pisma. Nie będąc jednakże człowiekiem uczonym, zwrócił się do Chrześcijanina (który miał wykształcenie), z prośbą, aby spojrzał na ten napis i starał się go odczytać.

Chrześcijanin zaczął więc z mozołem składać zatarte ze starości litery i wreszcie stwierdził, że treść napisu brzmi: „Pamiętajcie o żonie Lota” (Lk 17:32). Przeczytał ten napis swemu towarzyszowi, po czym obaj doszli do wniosku, że jest to słup solny, w który obróciła się żona Lota, ponieważ z chciwością w sercu obejrzała się podczas ucieczki z Sodomy (Rdz 19:26). Ten niespodziewany, a zdumiewający widok, stał się bodźcem do rozpoczęcia następującej rozmowy:
Chrześcijanin: – Ach, mój bracie, ten pomnik odsłania się przed naszymi oczami we właściwą porę – po zaproszeniu, które nam dał Demas, abyśmy zwiedzili Kopalnię Zysk. Gdybyśmy usłuchali tego zaproszenia (tak jak to miałeś chęć uczynić, mój bracie), bylibyśmy się niewątpliwie stali się podobnymi tej niewieście – widowiskiem dla wszystkich, którzy by po nas szli tą drogą.
Ufny: – Bardzo mi żal, że byłem taki szalony. Teraz jestem pełen podziwu i wdzięczności, że nie stałem się jak żona Lota, słupem solnym. Wszak nie ma prawie -żadnej różnicy między jej i moim grzechem! Ona tylko się obejrzała, a ja miałem pragnienie pójść i spojrzeć. Niech uwielbiona będzie Łaska, a ja zawsze wstydzić się będę za to, że taka myśl znalazła miejsce w moim sercu.
Chrześcijanin: – Zwróćmy baczną uwagę na to, co tutaj widzimy i niech to będzie dla nas przestrogą na przyszłość. Ta niewiasta uniknęła sądu – gdyż nie zginęła w czasie, gdy na Sodomę spadał deszcz ognia i siarki, a jednak spotkała ją inna kara – została zamieniona w słup soli.
Ufny: – To prawda. Dlatego może ona być dla nas zarówno ostrzeżeniem, jak i przykładem.
Ostrzeżeniem, abyśmy nie popełniali jej grzechu, gdyż mamy wyraźny znak, jaki sąd spadnie na tych, którzy nie będą zwracać uwagi na to ostrzeżenie. Podobnie Korach, Datan i Abiram wraz z dwustu pięćdziesięcioma innymi marnie zginęli w grzechu swym i stali się ostrzeżenie dla innych (Lb 26:9-10).
Co mnie jednak najbardziej dziwi, to fakt, że Demas i ludzie jemu podobni, mogą tak bezkarnie szukać sobie skarbów, podczas gdy ta niewiasta, gdy tylko obejrzała się za skarbami, została zamieniona w słup solny. (Nie czytamy przecież o tym, by choć jeden krok zboczyła z drogi), a sąd, który jej dosięgnął, widoczny jest nawet z miejsca, gdzie stoi Demas, wszak mogą ten słup soli zobaczyć, gdyby tylko zechcieli podnieść oczy i spojrzeć w tym kierunku!
Chrześcijanin: – Niewątpliwie rzecz to godna podziwu. Jest ona dowodem, że serca ich są już zupełnie zatwardziałe. Myślę, że można by ich porównać do złodzieja kieszonkowego, jeszcze kogoś okradającego w momencie, gdy stoi na sali sądowej, przed swoim sędzią. Można ich też porównać do złodzieja kradnącego komuś sakiewkę w chwili, gdy stoi on jako skazaniec pod szubienicą. O mieszkańcach Sodomy jest powiedziane, że byli to ludzie źli i wielcy grzesznicy przed Panem (Rdz 13:13). Byli źli pomimo dobroci, którą im Bóg okazał przedtem (gdyż ziemia Sodomska była poprzednio podobna ogrodowi Rajskiemu). Wzbudziło to w Panu jeszcze większy gniew i sprawiło, że spotkała ich straszliwa kara, jaką był ogień i siarka spadające z nieba. Stąd możemy wyciągnąć całkiem logiczny wniosek, że tacy, którzy dopuszczają się grzechu w obliczu ostrzegających ich przed nim przykładów, będą uczestnikami najsurowszych sądów.
Ufny: – Prawdę powiedziałeś. To, że ani ciebie, a szczególnie mnie, nie spotkała podobna kara, jest niepojętą łaską, za którą możemy tylko dziękować Bogu i w bojaźni przed Nim pamiętać zawsze o tym, co stało się z żoną Lota.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anti-Spam Quiz: