Potem widziałem, jak na drodze swej napotkali piękną rzekę, którą król Dawid nazwał Strumieniem Bożym (Ps 65:10), Jan zaś nazywa ją rzeką Wody Życia (Obj 22:1). Otóż droga ich wiodła nad samym brzegiem tej rzeki. Chrześcijanin wraz ze swoim towarzyszem szli tamtędy z wielką radością. Napili się z rzeki, co bardzo pokrzepiło i ożywiło ich zmęczonego ducha. Poza tym, na obu brzegach tej rzeki rosły zielone drzewa, które przynosiły różnego rodzaju owoce.
Liście tych drzew były znakomitymi lekarstwami, a owocami ich raczyli się z wielką przyjemnością. Również i liście tych drzew jedli, aby zapobiec chorobom, które grożą podróżnikom, zmęczonym licznymi trudami. Po obu stronach rzeki ciągnęły się łąki, dziwnie piękne, przyozdobione liliami. Łąki te zieleniły się przez cały rok. Tam położyli się i usnęli, albowiem teraz mogli odpoczywać bezpiecznie (Ps 23; Iz 14:30). Gdy obudzili się, znowu nazbierali owoców z drzew, ponownie napili się wody z rzeki i raz jeszcze ułożyli się do snu. Tak robili przez kilka dni i nocy z rzędu. Potem zaśpiewali:
Spójrzcie na wody jak kryształ płynące.
Tam pielgrzym się krzepi, w nich kąpie się słońce.
Na paszach zielonych obfitość dobroci,
Cudne tam zapachy i pełno łakoci!
Gdy więc poczuli się dostatecznie posileni, aby wędrować dalej (gdyż jeszcze nie byli u celu), raz jeszcze najedli się, napili i ruszyli.
Teraz zobaczyłem w moim śnie, że nie uszli daleko, a droga ich przestała prowadzić wzdłuż rzeki. Bardzo ich to zasmuciło, ale nie odważyli się zejść z niej, chociaż oddalała ich od Wody Życia i stawała się bardzo wyboista, a nogi pielgrzymów szybko zaczęły odczuwać długą wędrówką (Lb 21:4). Cały czas więc, idąc dalej, wzdychali za lepszą drogą. Wreszcie zobaczyli, nieco przed sobą, po lewej stronie drogi, łąkę oraz mostek, umożliwiający przejście przez płot, przez który można było przejść na tę łąkę, która zwała się Manowcami. Wtedy Chrześcijanin rzekł do swego towarzysza: – Jeśli ta łąka biegnie równolegle do naszej drogi, to zejdźmy na nią.
Podszedłszy do przejścia, zajrzał na drugą stronę i zobaczył, że istotnie wzdłuż ich drogi, po drugiej stronie płotu. znajdowała się ścieżka.
– To jest całkiem tak, jak tego sobie życzyłem – zawołał Chrześcijanin. – Tędy pójdzie się najłatwiej! Chodź, mój dobry Ufny, przejdźmy na drugą stronę!
Ufny: – Ale co będzie, jeśli ścieżka ta odwiedzie nas 0d naszej drogi?
Chrześcijanin: – To nie jest prawdopodobne. Patrz, czy nie biegnie ona równolegle do niej?
Tak więc Ufny dał się przekonać swemu towarzyszowi i przelazł za nim po tym przejściu na drugą stronę płotu. Gdy znaleźli się obaj na nowej ścieżce, stwierdzili, że jest ona bardzo wygodna dla ich zmęczonych nóg. Niedługo zobaczyli idącego przed sobą człowieka (któremu na imię było Pewny Siebie), zapytali, dokąd ta droga prowadzi. Na to on odpowiedział: – Do Niebiańskiego Grodu.
– Patrz – powiada Chrześcijanin – czyż ci nie powiedziałem? Widzisz, że miałem rację.
Tak więc wędrowali, a człowiek ten szedł przed nimi. Niedługo nadeszła noc i zrobiło się bardzo ciemno, tak, że stracili z oczu człowieka idącego przed nimi. On natomiast (ten Pewny Siebie), nie widząc drogi przed sobą, wpadł do głębokiego dołu, który umyślnie został wykopany w tym miejscu przez księcia tych terenów, aby usidlić zarozumiałych głupców (Iz 9:16) – wskutek tego upadku rozbił się bardzo. Chrześcijanin i jego towarzysz słyszeli odgłos jego upadku, zawołali więc, aby się dowiedzieć, co się stało, ale nie otrzymali żadnej odpowiedzi, usłyszeli tylko jęki. Wówczas Ufny zapytał: – Gdzie my jesteśmy?
Ale jego towarzysz zamilkł, obawiając się, że odwiódł go od właściwej drogi.
Zaczął padać deszcz, poczęły bić pioruny i woda zaczęła szybko wszystko zalewać.
Wówczas Ufny westchnął boleśnie, mówiąc: – Obym był pozostał na mojej drodze!
Chrześcijanin: – Któż by pomyślał, że ta ścieżka odprowadzi nas 0d właściwej drogi?
Ufny: – Ja się tego obawiałem od samego początku i dlatego tak delikatnie cię ostrzegałem. Byłbym może mówił i ostrzej, gdyby nie to, że ty jesteś starszy ode mnie. Chrześcijanin. – Dobry bracie, nie gniewaj się, bardzo mi żal, że odwiodłem cię od właściwej drogi i naraziłem na tak wielkie niebezpieczeństwo. Proszę cię, wybacz mi, gdyż nie uczyniłem tego ze złej woli.
Ufny: – Nie martw się, mój bracie. Ja ci wybaczam, i wierzę też, że to wszystko obróci się nam ku dobremu.
Chrześcijanin: – Jakże się cieszę z tego, że mam przy sobie kogoś tak litościwego. Ale nie wolno nam stać i czekać. Starajmy się wrócić z powrotem.
Ufny: – Dobry bracie, pozwól, że to ja pójdę przodem.
Chrześcijanin: – Nie, bardzo proszę, pozwól, że ja pójdę pierwszy, ja przecież spowodowałem, że obaj zboczyliśmy z drogi – a tak, gdybyśmy napotkali na jakieś niebezpieczeństwo, to ja najpierw będę na nie narażony.
Ufny: – Nie, ty nie pójdziesz pierwszy, gdyż umysł twój, będąc przejęty zmartwieniem, może sprawić, że znowu zgubisz drogę.
Naraz, ku ich pocieszeniu, usłyszeli jakiś głos, mówiący: „Przypomnij sobie tę drogę, którą chodziłeś i nawróć się” (Jer 31:21). Tymczasem jednak wody tak wezbrały, że droga powrotna stała się bardzo niebezpieczna.
(Wtedy sobie pomyślałem, że łatwiej jest zejść z drogi, gdy się na niej jest, aniżeli wrócić, gdy się z niej zeszło!).
Jednak zaryzykowali powrót. Było tak ciemno, a powódź tak się wzmogła, że w czasie tego powrotu dziewięć albo dziesięć razy o mało nie utonęli. Nie udało im się też, pomimo nabytej wprawy, dotrzeć tej nocy do owego mostku i wrócić na właściwą drogę. Dlatego też, usiadłszy nareszcie pod jakąś osłoną, czekali na świt, a zmorzeni wielkim zmęczeniem, usnęli głębokim snem. Nie wiedzieli o tym, że niedaleko od miejsca, gdzie leżeli, znajdował się zamek, zwany Zamkiem Zwątpienia, którego właścicielem był olbrzym Rozpacz, i że znajdują się na jego terytorium. Olbrzym, gdy z rana przechadzał się po swoich polach, znalazł śpiących Chrześcijanina i Ufnego. Krzyknął na nich surowym i gniewnym głosem, rozkazując im wstać, po czym zapytał ich skąd pochodzą i czego szukają w jego posiadłości. Na to oni odpowiedzieli, że są pielgrzymami i że zgubili drogę.
Olbrzym zaś rzekł: – Tej nocy popełniliście w stosunku do mnie przestępstwo, depcząc moją posiadłość i leżąc tutaj, musicie więc pójść ze mną.
Zmuszeni więc byli pójść z nim, gdyż był silniejszy od nich. Nie mieli też nic do powiedzenia, ponieważ wiedzieli, ze istotnie zawinili. Ów olbrzym pędził ich przed sobą, aż wreszcie doszli do jego zamku, gdzie wrzucił ich do bardzo ciemnego, wstrętnego i cuchnącego lochu, co spowodowało, że bardzo upadli na duchu (Ps 88:16).
Tutaj leżeli zamknięci od rana w środę do soboty wieczorem, bez okruszyny chleba i kropli wody, bez promyka światła. Nikt nawet słowem ich nie zapytał, jak się czują. Ich sytuacja w oddaleniu od znajomych i przyjaciół, była naprawdę tragiczna. Szczególnie Chrześcijanin czuł się tu podwójnie zasmucony, gdyż to z powodu jego nierozważnej decyzji wpadli w to nieszczęście.
Olbrzym Rozpacz tymczasem, udając się na spoczynek nocny, opowiedział swej żonie, której na imię było Nieufna, że uwięził dwóch mężczyzn i wrzucił ich do lochu za to, że bez zezwolenia znaleźli się na jego terenach. Zasięgnął również jej rady, co według niej byłoby najlepiej zrobić z więźniami. Nieufna zapytała, kim byli, skąd przyszli i dokąd zdążali. Gdy jej to wszystko wyjaśnił, wówczas mu poradziła, aby gdy rano wstanie, zbił ich bezlitośnie. Tak więc rano zaopatrzył się w potężną pałkę z leszczyny i udał się do nich, do lochu. Tam najpierw okropnie ich zwymyślał, jak gdyby byli psami, choć go ani jednym słowem nie obrazili, a następnie rzucił się na nich i zbił ich tak straszliwie i w taki sposób, że nie byli w stanie nawet poruszyć się na podłodze, ani sobie w żaden sposób dopomóc. Gdy tego dokonał, wyszedł z lochu i pozostawił ich samych, a oni zbolali, spędzili cały ten dzień na opłakiwaniu swego nieszczęścia, na bolesnym jęczeniu i gorzkim narzekaniu.
Wieczorem Nieufna znowu o nich rozmawiała ze swoim mężem, a gdy usłyszała, że jeszcze żyją, poradziła mu, aby ich nakłonił do popełnienia samobójstwa. Gdy więc nastał ranek, znowu udał się do nich i w brutalny sposób dał im do zrozumienia, że nie mając żadnej nadziei wydostania się stąd, najlepiej by zrobili, gdyby uczynili koniec swemu życiu, przy pomocy noża, sznura lub trucizny.
– Czemu mielibyście – powiada – wybierać życie, skoro jest tak pełne goryczy. Oni jednak prosili go, żeby ich wypuścił.
Gdy to usłyszał, rzucił się na nich i niechybnie byłby sam położył kres ich życiu, gdyby nie dostał nagle ataku konwulsji, który nań czasami przychodził (szczególnie przy słonecznej pogodzie). Na chwilę stracił siłę w rękach, opuścił ich więc i znowu pozostawił samych, aby mogli zastanowić się, co zrobić. Więźniowie zaczęli zastanawiać się, czy przyjąć jego radę, czy też nie, przy czym rozmawiali w ten sposób:
Chrześcijanin – Bracie, co zrobimy? Życie nasze w chwili obecnej jest nieszczęsne. Jeśli o mnie chodzi, to naprawdę nie wiem, co byłoby lepsze – tak żyć, czy raczej zaraz umrzeć? „Dusza moja wolałaby śmierć przez uduszenie, raczej śmierć niż takie cierpienie.” (Job 7:15). Grób wydaje mi się milszym miejscem, aniżeli ten loch. Czy poddamy się rozkazowi olbrzymia?
Ufny: – Istotnie nasza obecna sytuacja jest straszna i dla mnie śmierć byłaby również milsza, aniżeli pozostawanie tutaj na zawsze. Niemniej zważmy to, że Pan tego Kraju do którego zdążamy, powiedział – Nie zabijaj. Jeśli odnosi się to do osoby drugiego człowieka, to chyba jeszcze więcej do samego siebie. A poza tym ten, który zabija kogoś innego, nie może uczynić więcej, jak popełnić morderstwo na jego ciele, ale ten, kto popełnia samobójstwo, równocześnie zabija i ciało i duszę swoją.
Do tego jeszcze, mój bracie, mówisz o uldze doznawanej w grobie – a zapomniałeś o piekle, do którego z pewnością idą wszyscy mordercy, gdyż żaden nie ma życia wiecznego (1Jn 3:15). Zwróćmy też i na to uwagę, że olbrzymowi Rozpacz nie zostało dane wszelkie prawo czynienia co by chciał. O ile wiem, to innym już, poza nami, przytrafiło się dostać w jego ręce, a jednak ocaleli. Kto wie, czy Bóg, który stworzył ten świat, nie spowoduje śmierci lego olbrzyma. Albo może w pewnym momencie zapomni nas zamknąć.
Albo też chwyci go taki atak właśnie tutaj, przy nas, i straci panowanie nad swoim ciałem, co jeśliby się stało, to jestem zdecydowany zdobyć się na odwagę godną męskiego serca i uczynić wszystko, co tylko jest możliwe, aby wydostać się spod jego mocy. Jestem głupcem, że nie pomyślałem o tym przedtem. Bracie mój, bądźmy cierpliwi i przecierpmy jeszcze chwilę. Może wnet już nadejdzie ten moment, w którym dane nam będzie radosne uwolnienie, ale w żadnym wypadku nie bądźmy mordercami samych siebie.
Tymi słowy Ufny uspokoił na chwilę umysł swego brata, i tak pozostawali w tym dniu (w ciemności), w swoim smutnym i nader strasznym położeniu.
Wieczorem olbrzym udał się znowu do lochu, aby zobaczyć, czy więźniowie posłuchali jego rady. Gdy wszedł do wnętrza, znalazł ich ledwie żywych, gdyż w tej chwili, z powodu braku chleba i wody, a także wskutek ran odniesionych podczas bicia, już tylko ledwie oddychali. Jednak fakt, iż znalazł ich jeszcze żywych, przyprawił go o straszną wściekłość i zapowiedział im, że ponieważ nie posłuchali jego rady, czeka ich tak straszny los, że lepiej by im było nie narodzić się na ten świat.
Na słowa te Chrześcijanin zdaje mi się, zemdlał z przerażenia. Ale, gdy po chwili przyszedł do siebie, znowu zaczęli rozmowę na temat rady olbrzyma i czy byłoby rzeczą ją przyjąć, czy też nie. Chrześcijanin i teraz wydawał się być za jej przyjęciem, ale Ufny odpowiedział mu po raz drugi w następujący sposób:
– Bracie mój, przypomnij sobie, jak byłeś dzielny w przeszłości. Ani Apolion nie dał rady cię zgnieść, ani nikt, kogo słyszałeś, czy widziałeś, czy tylko czułeś w Dolinie Cienia Śmierci. Przez jakież to straszne trudy, zagrożenia i przygody przeszedłeś do tej pory zwycięsko, a teraz miałbyś się tylko ustawicznie lękać? Wszak widzisz, że jestem w tym lochu razem z tobą. Naturę mam znacznie słabszą od ciebie, olbrzym tak samo mnie sponiewierał jak ciebie, i podobnie jak tobie odjął od ust chleb i wodę, razem z tobą smucę się z powodu braku światła. Ale miejmy jeszcze tylko odrobinkę cierpliwości. Przypomnij sobie, jak mężnie sobie poczynałeś na Targach Próżności, gdzie nie uląkłeś się ani łańcucha, ani klatki, ani nawet krwawej śmierci. Znośmy to wszystko z cierpliwością, na jaką nas stać, żeby przynajmniej uniknąć hańby, w której nie wypada, aby Chrześcijanin był znaleziony.
Gdy nadszedł wieczór, a olbrzym i jego żona znaleźli się w łóżku, ta zapytała go, czy więźniowie posłuchali jego rady. Na to on jej odpowiedział, że są to twarde łotry. Wolą oni raczej znosić wszystkie uciski, aniżeli uczynić koniec swemu życiu. – Jeśli tak – rzecze na to jego żona – to ich jutro na dziedziniec zamkowy i pokaż im czaszki i kości pozostałe po tych, z którymi już się rozprawiłeś, tak aby uwierzyli, że zanim ten tydzień minie, to ich rozszarpiesz na strzępy, tak jak to uczyniłeś z ich poprzednikami.
Gdy więc nastał ranek, olbrzym znowu do nich poszedł i wyprowadził ich na dziedziniec zamkowy, pokazując im wszystko według rady swej żony. – Ci – powiada – byli pielgrzymami takimi jak i wy, i podobnie jak wy znaleźli się bezprawnie na moim terytorium. Uważałem za stosowne szarpać ich na kawałki – i tak w przeciągu dziesięciu dni uczynię z wami. A teraz marsz z powrotem do waszej jamy! i pędząc ich tam, bił nieustannie.
Leżeli więc całą sobotę w tak samo opłakanym stanie, jak i przedtem. Gdy nastał wieczór, pani Nieufna i jej mąż, olbrzym Rozpacz, znowu udali się na spoczynek i jeszcze raz zaczęli rozmawiać na temat swych więźniów. Stary olbrzym nie mógł ukryć zdumienia, że nie udało mu się zakończyć ich życia biciem, i że nie udało mu się nakłonić ich do wykonania jego rady. Na to mu żona odpowiedziała: – Obawiam się, że oni żyją w nadziei, że ktoś im przyjdzie z pomocą i ich stąd wybawi, albo też mają przy sobie jakieś wytrychy i myślą, że przy ich pomocy uda im się zbiec.
– Może masz rację, moja droga – rzecze olbrzym – zrobię u nich z rana rewizję!
Ale tymczasem, około północy w sobotę, więźniowie rozpoczęli modlić się i trwali w modlitwie prawie do świtu. Nad ranem Chrześcijanin zaczął z ogromnym wzruszeniem tak mówić: – Cóż za głupiec ze mnie, że tak leżę w cuchnącym lochu, gdy mam możliwość cieszyć się wolnością! Przecież tu, na piersi, mam klucz, zwany Obietnicą, a pewien jestem, że otworzy on każdy zamek w tym gmachu zwątpienia!
Na to Ufny wykrzyknął radośnie: – Co za dobra nowina! Bracie, wyjmij go natychmiast i wypróbuj!
Wtedy Chrześcijanin wyciągnął ów klucz i zaczął próbować odsunąć przy jego pomocy zasuwę, która znajdowała się na drzwiach lochu – i istotnie poddała się! Drzwi otworzyły się z łatwością, a Chrześcijanin wraz z Ufnym wyszli na zewnątrz. Następnie podszedł do drzwi zewnętrznych, wiodących na dziedziniec Zamkowy. Klucz jego i te drzwi otworzył. Wreszcie podszedł do żelaznej bramy, gdyż i tę musiał otworzyć, a zamek w tej bramie straszliwie się zacinał, ale i tu klucz nie zawiódł. Otworzyli więc bramę, aby czym prędzej uciec, ale w momencie otwierania, brama tak głośno zaskrzypiała, że obudziło to olbrzyma Rozpacz, który zerwał się na równe nogi, aby gonić zbiegów.
W tejże jednak chwili dostał znowu ataku konwulsji, ciało jego odmówiło mu posłuszeństwa tak, że nie mógł się udać za nimi w pościg. Oni tymczasem pospieszyli do miejsca, z którego dostali się z powrotem na Królewski szlak, gdzie byli bezpieczni, gdyż tam olbrzym nie miał już prawa wstępu. Gdy więc przeszli z powrotem przez płot, naradzali się nad tym, co za znak zrobić koło tego przejścia, aby przestrzec innych pielgrzymów, którzy by szli tą drogą – aby nie wpadli w ręce olbrzyma Rozpacz. Postanowili więc wznieść w tym miejscu kolumnę i wyryć na niej napis następującej treści:
Po drugiej stronie tego przejścia znajduje się droga do Zamku Zwątpienia, który jest własnością olbrzyma Rozpacz. Jest on nieprzyjacielem Króla Niebiańskiego Kraju i stara się wytracić Jego świętych pielgrzymów.
Wielu pielgrzymów, idących ich śladem, czytało ten napis i uniknęło niebezpieczeństwa. Po wzniesieniu kolumny, zaśpiewali następującą pieśń:
Zeszliśmy z drogi i wnet dane nam
Zapłacić drogo! Człowiek prędko sam
Gdy zakazane ścieżki wabią go,
Tak jak i my – dostaje się na dno
Strasznego zamku! Tak, Zwątpienie to,
Którego panem – Rozpacz, chlebem – zło!