6 – Pod krzyżem

Chrześcijanin udał się w dalszą podróż, mówiąc: – Widziałem tu rzeczy potrzebne i rzadkie, Przyjemne i straszne, o których z pożytkiem w mej drodze zaczętej, wciąż myśleć już będę, dlaczegoś je wskazał – aż cel swój osiągnę, dziękując ci – dobry Tłumaczu.

Potem zobaczyłem w moim śnie, że Chrześcijanin dzielnie podążał naprzód, choć sprawiało mu to trudności (był bowiem wciąż obciążony brzemieniem). Szedł drogą, która po obu stronach miała mur, nazywanym Murem Zbawienia (Iz 26:1). Wreszcie dobiegł do miejsca nieco wzniesionego, na którymi stał Krzyż, a tuż poniżej jego stóp znajdował się grób. A tak widziałem w moim śnie, że w momencie, gdy Chrześcijanin znalazł się na wysokości Krzyża, brzemię jego odczepiło się od jego pleców, spadło na ziemię i zaczęło się staczać w dół, i staczało się tak długo, aż wpadło do onego grobu i już go więcej nie widziałem. Wtedy Chrześcijanin uradował się wielce, gdyż poczuł ogromną ulgę. Zawołał radośnie: – Przez boleść swoją darował mi odpocznienie, a życie przez swą śmierć.

Przez chwilę jeszcze stał bez ruchu, patrząc zdumiony na Krzyż. Było to dla niego ogromną niespodzianką, że spojrzenie na Krzyż spowodowało uwolnienie go od brzemienia! Patrzył zatem jeszcze i jeszcze, aż wreszcie źródła wód, znajdujące się w jego głowie, wylały strumień łez, który popłynął po jego policzkach.

A gdy on tak stał i patrzył płacząc, oto trzy jaśniejące postacie podeszły do niego i pozdrowiły go słowami: „Pokój ci.”
Następnie pierwsza z postaci nich rzekła mu: „Grzechy twoje są ci odpuszczone” (Mk 2:5). Druga osoba zdjęła z niego łachmany, które miał na sobie, a przyoblekła go w nowe szaty (Zach 3:4). Trzecia zaś wycisnęła pieczęć na jego czole (Ef 1:13) wręczyła mu zwój pergaminu z pieczęcią, polecając mu zaglądać do niego podczas drogi i oddać go przy Bramie Niebios – potem postacie odeszły.

Chrześcijanin podskoczył z radości trzy razy i tak zaśpiewał:

Dotąd mnie wciąż gniotło brzemię mego grzechu,
Nic nie mogło ulżyć mego żalu, smutku,
Aż przyszedłem tutaj, Miejsce to cudowne,
Tu jest mego szczęścia początek zapewne!
Wszak me brzemię spadło, stoczyło się z kępy.
Gdy sznur, co je trzymał, rozpadł się na strzępy.
O, błogosławiony Krzyż ten, Grób,
lecz więcej Mąż, który zmarł za mnie!
Kocham Go goręcej”

Widziałem następnie w moim śnie, że gdy tak śpiewając uszedł kawałek drogi i doszedł do pewnego miejsca położonego nieco niżej, naraz spostrzegł opodal drogi leżących trzech śpiących ludzi, mających na nogach swoich kajdany. Byli to Prostak, Drzemalski i Zarozumialec.
Chrześcijanin, widząc ich w takim położeniu, podszedł do nich, usiłując ich obudzić. Zaczął więc krzyczeć: – I wyda ci się, że śpisz na pełnym morzu lub jak śpiący przy sterze okrętu (Prz 23:34). Pod wami jest bezdenna głębia! Obudźcie się zatem i uciekajcie! A jeśli będziecie mieli życzenie, to ja wam pomogę pozbyć się tych żelaznych kajdan. Gdyby się tu bowiem zbliżył ten, który chodzi jako lew ryczący, niewątpliwie padniecie jego ofiarą (1P 5:8).
Na jego wołanie otworzyli w końcu oczy, spojrzeli na niego i zaczęli odpowiadać w następujący sposób:

Prostak: – Nie widzę żadnego niebezpieczeństwa.
Drzemalski: – Dajcie mi pospać choć chwilę jeszcze.
Zarozumialec: – Każda beczka musi stać na swoim własnym dnie.

Wszyscy trzej ułożyli się z powrotem do snu, a Chrześcijanin poszedł dalej.

Mimo wszystko smuciła go myśl, że ludzie ci będąc w takim niebezpieczeństwie, tak mało byli wdzięczni za grzeczność człowieka, który im chciał z całego serca dopomóc – zarówno poprzez obudzenie ich, udzielenie im rady, jak też i zaofiarowanie im pomocy w zdjęciu  kajdan.
Gdy o nich myślał ze smutkiem, naraz spostrzegł dwóch ludzi, którzy, przesadziwszy mur po lewej stronie wąskiej drogi, zbliżali się do niego szybkim krokiem. Pierwszemu z nich było na imię Pobożniś a drugiemu Obłudnik.

Gdy przybliżyli się do niego, on z nimi rozpoczął następującą rozmowę: – Skąd idziecie, panowie, i dokąd podążacie?
Pobożniś i Obłudnik: – Urodziliśmy się w kraju Chełpliwość, a idziemy ku chwale, na górę Syjon.
Chrześcijanin: – Dlaczego nie weszliście przez Bramę, znajdującą się na początku tej drogi? Czy nie wiecie, że jest napisane, że kto nie wchodzi drzwiami do owczarni, lecz inną drogą jest złodziejem i zbójcą (Jn 10:1).
Pobożniś i Obłudnik na to odpowiedzieli, że wszyscy ich ziomkowie uważali drogę do onej Bramy za bardzo daleką i okrężną. Dlatego też było ich zwyczajem drogę sobie skracać i przełazić przez mur, tak jak oni to właśnie zrobili.

Chrześcijanin: – Ależ czy nie będzie to łamaniem objawionej woli Pana tego Miasta, do którego zdążamy, uważanym za wykroczenie przeciwko Niemu?

Pobożniś i Obłudnik zapewnili go, że nie ma potrzeby o to się martwić, gdyż to, co zrobili, jest starym zwyczajem, a jeśliby zachodziła potrzeba, mogliby przedstawić świadków na to, że działo się to już dłużej niż tysiąc lat.

Chrześcijanin: – Ale czy ostaniecie się z waszym postępowaniem przed obliczem sędziego?

Pobożniś i Obłudnik stwierdzili, że zwyczaj, mający za sobą tysiącletnią historię, zostanie niewątpliwie uznany za rzecz prawomocną przez każdego bezstronnego sędziego.

– A zresztą – powiadają – jeśli tylko znaleźliśmy się na tej drodze, jakie to ma znaczenie, w jaki sposób dostaliśmy się na nią? Jeśli na niej jesteśmy, to jesteśmy. Ty wszak też nie jesteś w jakiejś lepszej sytuacji aniżeli my, którzyśmy przeskoczyli mur, – tak samo jesteś na tej drodze, chociaż, jak się domyślamy, wszedłeś na nią przez Bramę.

Chrześcijanin: – Ja chodzę według przepisów mego Mistrza, a wy według tego, co wam dyktuje wasze zuchwałe widzimisię. Dlatego też Pan tej drogi już was uważa za złodziei. Wątpię zatem, czy będziecie uznani za szczerych ludzi przy końcu podróży. Wy wchodzicie sobie sami, bez Jego kierownictwa, ale też wyjdziecie sami, bez jego zlitowania.

Na to mu wiele nie odpowiedzieli, odburknęli tylko, aby pilnował samego siebie.

Potem zobaczyłem, jak każdy z nich udał się w dalszą drogę oddzielnie, wiele ze sobą nie rozmawiając. Tylko jedną jeszcze uwagę powiedzieli Chrześcijaninowi, że, jeżeli chodzi o zachowywanie przykazań i Prawa, to niewątpliwie potrafią oni zachować je nie mniej skrupulatnie niż on.

Powiedzieli mu też: – Nie widzimy, abyś się czymkolwiek od nas różnił, poza tym płaszczem, który jest na twoich plecach. Domyślamy się, że został ci podarowany przez któregoś z twoich sąsiadów, aby przykryć nagość twoją.

Chrześcijanin: – Nie możecie zostać zbawieni przez prawa i przykazania (Gal 2:16),  dlaczego nie weszliście przez drzwi? A jeśli chodzi o płaszcz, który jest na moich plecach, to został on mi dany przez Pana tego miejsca, do którego zdążam.

Dał mi go istotnie w tym celu, jak i wy powiadacie, aby przykryta nim została nagość moja. Uważam to za dowód wielkiej dobroci uczynionej mi przez Niego, gdyż przedtem miałem na sobie tylko łachmany. A poza tym pocieszam się w drodze tą myślą. że gdy dojdę do Bramy Miasta, Pan tego Miasta zapewne mnie pozna, skoro na moich plecach znajduje się Jego płaszcz. Płaszcz który mi podarował w tym dniu, w którym ze mnie zdjął moje łachmany.

Ponadto mam i pieczęć na moim czole, której, zdaje mi się, nie zauważyliście. Umieściła ją tam jedna z najbliższych mego Pana istot, tego pamiętnego dnia, gdy z ramion moich spadło ciężkie brzemię. I jeszcze jedną rzecz wam powiem, a mianowicie to, że został mi  wręczony zwój z pieczęcią, abym czytał go, pocieszając się w czasie podróży. Polecono mi zwój ten oddać przy Bramie Niebieskiej jako zapewnienie, że z pewnością tam wejdę po dokończonej podróży. Tych wszystkich rzeczy wam niewątpliwie brak, a to dlatego, że nie weszliście przez Bramę.

Na to mu nie dali żadnej odpowiedzi, lecz tylko na siebie wzajemnie spojrzeli z uśmiechem. Potem widziałem, że wszyscy poszli dalej. Chrześcijanin szedł pierwszy i już tylko sam ze sobą rozmawiał – niekiedy z wzdychaniem, to znowu pocieszając się. Często też zaglądał do zwoju, który mu wręczyła jedna z onych lśniących istot i pokrzepiał się czytaniem jego treści.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Anti-Spam Quiz: