Chrześcijanin wyszedł ze zbrojowni odziany jak rycerz i udał się wraz ze swoimi przyjaciółmi ku bramie, gdzie zapytał odźwiernego, czy nie przechodzili tędy ostatnio jacyś pielgrzymi, Na co Odźwierny odpowiedział: – Tak, widziałem jednego.
Chrześcijanin: – Proszę, powiedz mi, czy znasz go?
Odźwierny: – Zapytałem go, jak się nazywa, a on mi odpowiedział, że na imię mu jest Wierny.
Chrześcijanin: – O, ja go znam! To jest mój ziomek, mój bliski sąsiad! Pochodzi z miejscowości, w której się urodziłem. Jak daleko, sądzisz, mógł się do tej pory oddalić?
Odźwierny: – Zapewne zszedł już ze wzgórza.
Chrześcijanin: – A zatem, dobry Odźwierny, niech Pan będzie z tobą i przydaje ci dalszych błogosławieństw za uprzejmość, którą mi okazałeś.
Potem poszli naprzód wszyscy razem: Zaufania Godna, Pobożna, Dobroczynna oraz Roztropna. (wyraziły bowiem życzenie towarzyszenia mu, aż do stóp wzgórza). Szli więc wspominając treść swoich rozmów, a tymczasem droga zaczęła opadać coraz bardziej stromo. Tam Chrześcijanin powiedział: – Spostrzegam, że podczas gdy wspinanie się w górę było trudne, to schodzenie w dół jest bardzo niebezpieczne.
– Tak jest – odpowiedziała Roztropna – jest trudnym dla człowieka schodzić w Dolinę Poniżenia, do której ty właśnie zdążasz, bez pośliźnięcia się po drodze. Dlatego też postanowiłyśmy towarzyszyć ci aż do stóp wzgórza.
Chrześcijanin rozpoczął więc schodzić bardzo ostrożnie w dół, ale pomimo to kilka razy się pośliznął.
Potem widziałem w moim śnie, że gdy cała grupa doszła do stóp wzgórza, dobrzy towarzysze Chrześcijanina wręczyli mu bochenek chleba, butelkę wina i wiązankę rodzynków, po czym poszedł dalej sam swoją drogą.
W tej Dolinie Poniżenia został jednak biedny Chrześcijanin poddany ciężkiej próbie. Zaledwie bowiem uszedł mały kawałek drogi, a już zauważył strasznego potwora, zbliżającego się do niego, któremu na imię było Apolion.
Chrześcijanin przestraszył się i począł zastanawiać. czy wrócić, czy też wrogowi się przeciwstawić. Po chwili uświadomił sobie jednak, że plecy jego są pozbawione zbroi i że ucieczka mogłoby przeciwnikowi dać tym lepszą sposobność do przeszycia go swymi strzałami. Postanowił zatem zaryzykować i stawić mu czoło. Wszak – pomyślał sobie – gdybym nawet niczego innego nie miał na uwadze, jak tylko uratowanie mojego życia, to i tak najwłaściwszą rzeczą jest stanąć do boju.
Poszedł więc naprzód i spotkał się z Apolionem. Potwór ten wyglądał okropnie: Ciało jego było pokryte łuskami (z których wielce się chlubił) skrzydła jak smok, stopy jak niedźwiedź, z paszczy jego wydobywały się ogień i dym, paszcza zaś była podobna do lwiej. Gdy zbliżył się do Chrześcijanina, najpierw mu się przyjrzał, usiłując przerazić go samym swoim wyglądem, a następnie zaczął mu zadawać pytania.
Apolion: – Skąd idziesz i dokąd zmierzasz?
Chrześcijanin: – Przyszedłem z Miasta Zagłady, w którym mieszka wszelkie zło, a zdążam na Górę Syjon.
Apolion: – Z tego wnioskuję, że jesteś jednym z moich poddanych, zaiste bowiem kraj ten do mnie należy. Ja jestem księciem i bogiem tego kraju. Jakże się to stała, że wyrzekłeś się twego króla?
Gdyby nie możliwość, że w służbie mojej jeszcze czegoś dokonasz, w tej chwili jednym ciosem powaliłbym cię na ziemię.
Chrześcijanin: – Istotnie urodziłem się pod twoim panowaniem, ale służba dla ciebie była bardzo uciążliwa, a z wynagrodzenia, które ty dawałeś, człowiek nie mógł żyć, gdyż zapłatą za grzech jest śmierć (Rz 6:23).
Gdy więc dorosłem, zacząłem, podobnie jak i wielu innych rozsądnych ludzi, szukać sposobu polepszenia swej doli.”
Apolion: – Nie ma takiego księcia, który by się zgodził tak łatwo na utratę podwładnego! Ja też nie zgodzę się na to, by utracić ciebie. Ponieważ jednak narzekasz na swoją służbę i zapłatę, to zapewniam cię, ze możesz spokojnie wrócić – a obiecuję, że na co tylko nasz kraj będzie stać, to dostaniesz.
Chrześcijanin: – Ja oddałem się jednak w służbę innemu Panu, a mianowicie Królowi książąt; jakże bym mógł pójść z powrotem z tobą? To byłoby nieuczciwe.
Apolion: – Uczyniłeś coś, o czym mówi przysłowie: uciekł z deszczu pod rynnę. Przeważnie jednak bywa tak, że ci, którzy kiedyś wyznali, że stali się Jego sługami, po pewnym czasie od tej służby się uchylają i wracają do mnie. Zrób tylko to samo, a wszystko będzie dobrze.
Chrześcijanin: – Ja uwierzyłem i przysiągłem Mu wierność, jakże bym mógł od tego się cofnąć, a nie zostać ukarany karą śmierci przez powieszenie, jako zdrajca?
Apolion: – To samo uczyniłeś w stosunku do mnie, a jednak ja jestem skłonny ci to wszystko przebaczyć, jeśli tylko zawrócisz z tej drogi i pójdziesz z powrotem.
Chrześcijanin: – Tobie obiecywałem, gdy jeszcze byłem dzieckiem. Poza tym uważam, że Książę, pod którego chorągwią obecnie stoję, ma moc zwolnić mnie z poprzednio złożonego przyrzeczenia i wybaczyć mi to wszystko, co czyniłem jako twój podwładny.
Zresztą, (ty wszystko niszczący Apolionie!!) mówiąc prawdę, ja wolę Jemu służyć niż tobie, wolę Jego zapłatę, Jego sługi, Jego rząd, Jego towarzystwo i Jego Kraj. Dlatego też nie namawiaj mnie więcej, ja jestem Jego sługą i pójdę za Nim.
Apolion: – Ależ zastanów się i trzeźwo rozważ, z czym z pewnością spotkasz się na drodze, którą kroczysz! Wiesz zapewne, że większości słudzy Jego źle kończą, ponieważ są przestępcami w stosunku do mnie i moich dróg. Iluż z nich poniosło haniebną śmierć! A poza tym, twierdzisz, ze Jego służba jest lepsza aniżeli moja, a tymczasem On jeszcze nigdy nie zstąpił z tego miejsca, w którym się znajduje, aby wybawić kogokolwiek, który mu służy, z naszych rąk.
Ja natomiast, jak cały świat o tym dobrze wie, wielokrotnie wybawiłem tych, którzy mi wiernie służą z Jego rąk i od Jego sług, i to albo siłą, albo przy pomocy podstępu. Tak samo wybawię i ciebie.
Chrześcijanin: – To, że chwilowo Pan nie wybawia ich, dzieje się celowo. On chce bowiem poddać próbie ich miłość, czy wytrwają przy Nim aż do końca. Jeśli zaś chodzi o to, co ty nazywasz smutnym końcem, dla nich to właśnie jest końcem pełnym chwały. Nie spodziewają się nawet bardzo doczesnego wybawienia, oczekując przyszłej chwały, a otrzymają ją w chwili, gdy ich Książę przyjdzie w chwale Swojej i Swoich Aniołów.
Apolion. – Ależ ty już okazałeś się niewiernym w Jego służbie, jakże więc spodziewasz się jeszcze od Niego zapłaty?
Chrześcijanin: – Apolionie, w czym byłem Mu niewierny?”
Apolion: – Osłabłeś zaraz na wstępie, gdy niemal się nie udusiłeś w Bagnie Rozterki. Następnie usiłowałeś pozbyć się swego brzemienia, idąc fałszywą drogą, podczas gdy miałeś oczekiwać, aż zdejmie je z ciebie twój Książę. Grzesznie też zasnąłeś i zgubiłeś twój skarb. Na widok lwów byłeś niemal zdecydowany zawrócić.
Gdy zaś opowiadasz o twojej podróży, o tym, coś widział i słyszał, to wewnętrznie pragniesz jednak próżnej chwały z tytułu tego, co mówisz lub czynisz.
Chrześcijanin: – Wszystko to jest prawdą – i więcej jeszcze nawet, aniżeli wymieniłeś. Niemniej Książę, któremu służę i którego czczę, jest miłosierny i chętnie wybacza. Trzeba też zaznaczyć, że te wszystkie przywary nabyłem w twoim kraju, gdyż tam je w siebie wchłonąłem, a potem pod ich brzemieniem wzdychałem, odczuwając z ich powodu głęboki żal, aż wreszcie Pan mi przebaczył.
Wtedy Ąpolion zapłonął straszliwą wściekłością i krzyknął: – Ja jestem wrogiem tego Księcia. Ja nienawidzę, Go, Jego prawa i Jego ludu. Przyszedłem specjalnie po to, aby ci się przeciwstawić!
Chrześcijanin. – Uważaj co robisz, Apolionie, gdyż znajduję się na królewskim szlaku, na drodze Świętości, a zatem miej się na baczności!
Wtedy Apolion stanął na całą szerokość drogi i rzekł: – Ja się nie lękam niczego, a ty przygotuj się na śmierć, gdyż przysięgam na samo dno piekła, że nie pójdziesz dalej! Tutaj, na tym miejscu wyzioniesz duszę twoją.
Przy tych słowach cisnął w kierunku Chrześcijanina ognistą strzałę, lecz ten zasłonił się tarczą, którą miał w swojej ręce i tak uniknął niebezpieczeństwa, grożącego mu z tej strony. Wówczas też Chrześcijanin dobył miecza, widząc, że już najwyższy czas przystąpić do ataku. Apolion jednak równie prędko rzucił się na niego, zasypując go gradem strzał. Pomimo, że Chrześcijanin zasłaniał się jak mógł, został jednak zraniony przez Apoliona w głowę, w rękę i w nogę. To spowodowało, że się nieco cofnął, Apolion natomiast kontynuował swój atak z całej mocy. Chrześcijanin jednak znowu nabrał odwagi i bronił się tak dzielnie, jak tylko mógł. Ta ciężka walka trwała około pół dnia, aż wreszcie siły niemal całkowicie opuściły Chrześcijanina. Trzeba bowiem wziąć pod uwagę, że słabnął on coraz bardziej z powodu swych ran.
Wtedy Apolion, widząc sposobny moment, znowu się zbliżył do Chrześcijanina i po chwili zmagania się z nim, spowodował jego straszny upadek. W tym momencie Chrześcijaninowi wypadł miecz.
Apolion krzyknął: – Teraz już jesteś mój! – i tak go silnie przygniótł, że o mało go nie udusił. Chrześcijanin pomyślał wtedy, że już jest po nim. Bóg jednak zrządził tak, że w momencie, gdy Apolion zamierzał się, aby zadać ostatni cios, którym by położył kres życiu tego dobrego męża, Chrześcijanin prędko wyciągnął rękę po swój miecz i uchwycił go, mówiąc: „Nie ciesz się z mojej niedoli, moja nieprzyjaciółko! Chociaż upadłem, jednak wstanę …” (Mich 7:8), zadał mu straszliwe pchnięcie, które spowodowało, że Apolion się cofnął, jak cofa się ktoś, kto otrzymał śmiertelną ranę. Gdy spostrzegł to Chrześcijanin, ponownie nań natarł, mówiąc: – Ale w tym wszystkim zwyciężamy przez tego, który nas umiłował. (Rz 8:37). Na to Apolion rozpostarł swoje smocze skrzydła i uciekł tak, że Chrześcijanin już go więcej nie zobaczył.
Ten, kto nie widział i nie słyszał tego, co się działo, nie jest w stanie sobie wyobrazić, ile w czasie tej walki Apolion narobił krzyku, rycząc jak smok.
Z drugiej strony, westchnienia i jęki wyrywały się z serca Chrześcijanina. Do chwili, gdy uświadomił sobie, że Apolionowi zadał ramę swoim obosiecznym mieczem, nie miał w sercu wiele nadziei, dopiero potem radośnie się uśmiechnął i spojrzał w górę. Walka ta była najstraszniejszym widokiem, jaki kiedykolwiek widziałem.
Gdy więc została zakończona, Chrześcijanin rzekł: – Tutaj podziękuję Temu. który mnie wyrwał z paszczy lwa, który mi dopomógł w boju z Apolionem. Tak też uczynił, mówiąc:
To Belzebub, tego strasznego smoka pan
Planował zgubę moją, więc nasłał go sam.
Ten natarł uzbrojony, piekielną złością tchnąc,
Lecz pomógł mi Archanioł – i raźnie mieczem tchnąc
Sprawiłem, że wnet pierzchnął. więc wiecznie wielbić chcę
Twe święte imię, Panie, gdyż Tyś wybawił mnie.
Potem zbliżyła się do niego jakaś ręka, trzymająca kilka liści z drzewa życia. Chrześcijanin wziął te liście, przyłożył je do ran otrzymanych w boju i został momentalnie uzdrowiony. W tym miejscu również usiadł, by spożyć chleb i wypić wino, które zostało mu niedawno podarowane. Pokrzepiony ruszył w dalszą drogę, ale w swojej ręce, na wypadek jakiegoś nowego ataku, trzymał dobyty miecz, aż do końca drogi poprzez tę dolinę, Apolion już go więcej nie zaatakował.