Tymczasem, tak rozmawiając, doszli do Zaczarowanego Terenu, gdzie samo powietrze czyniło człowieka sennym. Było tam mnóstwo pokrzyw i ciernistych krzaków, które rosły wszędzie. Wyjątkiem było kilka ładnych miejsc, które aż kusiły żeby tam odpocząć.
Gdyby jednak ktoś usiadł lub położył się tam i zasnął, to, jak twierdzą niektórzy – wątpliwym jest, by się jeszcze w ogóle kiedyś obudził na tym świecie!
Przez te gąszcze przechodzili więc jeden za drugim, pan Wielkie Serce szedł przodem, jako przewodnik, podczas gdy Rycerz Prawdy zamykał pochód, jako straż tylna, a to na wypadek, gdyby jakiś potwór, smok, olbrzym albo złodziej chciał atakować z tyłu.
Obaj szli z dobytymi mieczami w rękach, wiedzieli bowiem, że było to miejsce niebezpieczne. Dodawali też sobie wzajemnie otuchy, jak tylko umieli. Pan Wielkie Serce rozkazał, aby pan Słabe Serce szedł zaraz za nim, zaś na pana Bez-nadziei miał oko Rycerz Prawdy.
Nie uszli daleko, gdy otoczyła ich gęsta mgła, tak że nie mogli nawet dojrzeć jeden drugiego. Zmuszeni byli nawoływać się wzajemnie, aby utrzymać kontakt, wzrok bowiem stał się bezużyteczny. (2Kor. 5:7) Trzeba wam wiedzieć, że był to nawet dla najodważniejszego z nich odcinek trudny do przebycia. Jeszcze trudniej było iść niewiastom i dzieciom, których nogi i serca są tak wrażliwe! Pomimo tego, dzięki dodającym otuchy słowem tego, który szedł przodem i tego, który zamykał pochód, udało im się posuwać do przodu dosyć pomyślnie.
Na domiar złego wszędzie było dużo błota. Nie było w całej tej okolicy ani jednego zajazdu lub gospody, w której Ci słabsi zwłaszcza, mogliby się pokrzepić. Nic dziwnego więc, że słychać było tu i tam postękiwanie, sapanie i wzdychanie.
Tu ktoś potknął się o krzak, tam inny utknął w bagnie, to dziecko zgubiło bucik w błocie.
- Jedno dziecko krzyczało: – Przewróciłem się!
- Drugie: – Hej! Gdzie jesteście?
- Trzecie znów: – Zaplątałem w cierniach, nie mogę się wydobyć!
Wreszcie dotarli do jakiejś altany, w której było sucho i ciepło, gdzie, zdawało by się, pielgrzymi mieliby możność skorzystania z upragnionego odpoczynku.
Altana odznaczała się pięknym wyglądem, była przyozdobiona zielenią, a była wyposażona w ławki i krzesła. Znajdowała się tam nawet miękka leżanka, na której ktoś strudzony mógłby się wygodnie położyć. To wszystko, jak sobie można łatwo wyobrazić, było bardzo wielką pokusą, tym bardziej, że pielgrzymi byli wymęczeni drogą.
Pomimo to, nikt nie zdradził nawet z chęcią zatrzymania się tam. Przeciwnie, z tego co widziałem, mogłem wywnioskować, że pilnie słuchali, co im mówił przewodnik, on zaś uprzedzał ich o niebezpieczeństwie, tak, że pocieszali się i zachęcali wzajemnie do tego, by nie pobłażać ciału (Altana ta nosiła nazwę „Odpocznienie Leniwych”, a stała tam, aby strudzonego pielgrzyma skusić do zatrzymania się dla odpoczynku).
Widziałem dalej w moim śnie, że szli po tym odludziu aż do miejsca, w którym łatwo jest zmylić drogę.
Przewodnik byłby z łatwością rozpoznał gdzie jest właściwa droga, gdyby było jasno. Ponieważ jednak panowała ciemność – zmuszony był zatrzymać się. Miał w kieszeni mapę, na którą naniesione były wszystkie drogi znajdujące się w pobliżu Niebieskiego Miasta. Skrzesał więc szybko światło [nigdy bowiem nie rozstawał się z krzesiwem] i i zbadał mapę, która go przestrzegała, w jaki sposób uniknąć wejścia na fałszywą drogę, a pozostać na właściwej.
Gdyby w tym miejscu nie sprawdził kierunku według swojej mapy, byliby, według wszelkiego prawdopodobieństwa wszyscy utonęli w błocie, gdyż zaledwie mały kawałeczek drogi przed nimi było miejsce, gdzie przy końcu bezpiecznie wyglądającej drogi znajdował się ogromny dół, nikt nie wie jak bardzo głęboki, wypełniony po brzegi błotem.
Dół ten był tam wykopany specjalnie dla zguby pielgrzymów.
Pomyślałem sobie wówczas: Kto z idących na pielgrzymkę nie chciałby mieć przy sobie takiej mapy, na którą, gdy stanie na rozdrożu, mógłby spojrzeć i sprawdzić, którą drogę ma wybrać jako właściwą!
Szli więc dalej przez ten Zaczarowany Teren, aż znowu zobaczyli następną altanę, zbudowaną przy drodze. W altanie leżało dwóch ludzi, którym na imię było Niebaczny i Zuchwały. Ci dwaj pielgrzymowali aż do tego miejsca, ale tutaj, zmęczeni podróżą, usiedli aby odpocząć, i po chwili zasnęli twardym snem.
Gdy pielgrzymi ich zobaczyli, zatrzymali się i zaczęli smutnie kiwać głowami, wiedzieli bowiem, że śpiący byli w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Zaczęli naradzać się, co zrobić: czy iść dalej, zostawiając ich pogrążonych w śnie, czy też podejść do nich i próbować obudzić.
Ostatecznie postanowili ich obudzić, jeśli tylko się to uda, pod warunkiem jednak, że nikt nie usiądzie, ani nie da się skusić żadnej z wygód, którymi kusiła altana.
Weszli więc do środka i zaczęli mówić do śpiących, wołać ich po imieniu (przewodnik, jak się okazało, znał ich) – niestety nie było żadnej reakcji. Przewodnik zaczął nimi potrząsać i robić co tylko możliwe, aby ich obudzić.
Nareszcie jeden z nich rzekł: – Zapłacę ci, gdy dostanę moje pieniądze.
Słysząc to, przewodnik potrząsnął smutnie głową.
– Będę walczył, jak długo tylko utrzymam miecz w ręce – rzekł drugi. Gdy słowa te usłyszało jedno z dzieci, roześmiało się.
Chrześcijanka zaś zapytała: – Cóż to ma znaczyć?
Przewodnik na to odpowiedział: – Oni mówią przez sen. Choćby ich kto nimi trząsł, bił, czy cokolwiek innego im robił, będą odpowiadać tylko w ten sposób. Podobnie, za dawnych czasów mówił ten, któremu zdawało się, że uderzały weń bałwany morskie, a on jak gdyby spał na czubku masztu:
– Bili mnie, a wcale nie bolało, tłukli mnie, a nic nie czułem. Jak tylko wytrzeźwieję, znów do niego wrócę.” (Prz 23:35)
Czy wiesz o tym, że gdy ludzie mówią przez sen, wypowiadają rozmaite słowa, ale nie są one kierowane ani wiarą, ani rozumem. Nie można bowiem dopatrzeć się sensu w ich słowach teraz, podobnie jak nie można się go dopatrzeć w ulegnięciu pokusie odpoczynku w takiej altanie, gdy ich zadaniem było wytrwale iść dalej.
Na tym polega całe zło, że ludzie, wychodząc na pielgrzymkę, traktują ją nie dość poważnie. Wtedy też prawie pewnym jest, że im się coś takiego właśnie przytrafi.
Ten Zaczarowany Teren jest jedną z ostatnich ostoi wroga pielgrzymów. Ponieważ znajduje się on, jak widzicie, prawie przy końcu podróży, dlatego jest dla nas, pielgrzymów, taki groźny.
Kiedy bowiem – myśli nasz wróg – będą ci szaleńcy bardziej pragnęli usiąść, niż teraz, gdy są już ogromnie strudzeni?
A kiedy będą bardziej strudzeni, jak nie przy końcu podróży? Dlatego, Zaczarowany Teren znajduje się tak blisko Ziemi Poślubionej (Iz 62:4), a więc tak blisko końca naszej drogi. Niech wszyscy usilnie na siebie uważają, aby czasem nie przytrafiło im się to samo co tym, którzy, jak widzicie, -zasnęli – a nikt nie jest w stanie ich obudzić!
Pielgrzymi byli cali w strachu, poprosili też, aby wolno im już było pójść dalej. Prosili też, żeby pan Wielkie Serce zechciał zapalić latarnię; a on uczynił zadość ich prośbie, tak, że pozostałą część drogi przez to ciemne miejsce, przebyli przy świetle latarni (2P 1:19).
Dzieci tymczasem zaczęły dosłownie upadać ze zmęczenia, zawołali więc do Tego, który miłuje pielgrzymów, aby uczynił drogę ich nieco wygodniejszą. Pan wysłuchał i gdy uszli mały tylko kawałek drogi, powstał wiatr, który rozpędził mgłę i widoczność bardzo się poprawiła.
Do końca Zaczarowanego Terenu było wprawdzie jeszcze daleko, ale mogli przynajmniej lepiej widzieć i siebie nawzajem, i drogę, którą szli. Gdy przybyli wreszcie już niemal na skraj tego terenu, usłyszeli głos jakby gorliwie modlącego się człowieka. Poszli więc dalej naprzód, rozglądając się. Wreszcie zobaczyli jakiegoś męża, który klęczał z rękami i oczami podniesionymi w górę, co robiło wrażenie, iż z całego serca wołał do Tego, który jest na Niebie.
Byli już blisko niego, ale nie mogli zrozumieć treści jego modlitwy. Stali więc cichutko, aż skończył się modlić. On zaś, gdy tylko wstał z kolan, zaczął natychmiast biec w kierunku Niebiańskiego Grodu.
Pan Wielkie Serce zawołał więc za nim: Hej! Przyjacielu! Przypuszczam, że udajesz się do Niebiańskiego Grodu, pozwól więc, że pójdziemy razem!
Człek ten ten zatrzymał się i pielgrzymi podeszli do niego. Gdy tylko zobaczył go z bliska pan Rzetelny. rzekł: – Ja jego znam!
Rycerz Prawdy poprosił więc, aby mu powiedział, kto to jest.
Na to pan Rzetelny rzekł: – Pochodzi on z tych samych stron, co ja. Na imię mu Stateczny i jest on niewątpliwie dobrym pielgrzymem.
Po chwili nastąpiło spotkanie. Pan Stateczny też poznał pana Rzetelnego i zawołał: – Co? Ty ojcze Rzetelny też jesteś tutaj!
– Tak, tak – odparł pan Rzetelny – jest to tak pewne, jak to, że ty tutaj jesteś!
– Ogromnie się cieszę – rzekł pan Stateczny – że cię znalazłem na tej drodze.
– Ja też rad jestem – rzekł ten drugi, że cię zobaczyłem na kolanach.
Wówczas pan Stateczny się zarumienił i rzekł: – Jak to, czy mnie widziałeś?
„Tak jest – rzekł pan Rzetelny – i serce moje rozradowało się tym widokiem”.
– Dlaczego, co pomyślałeś – zapytał pan Stateczny.
– Co pomyślałem? – rzekł stary pan Rzetelny – cóż miałem pomyśleć? Po prostu, że spotkaliśmy na naszej drodze prawego człowieka i powinniśmy się cieszyć jego towarzystwem.
– Oby myśli twoje były słuszne – rzekł pan Stateczny – bardzo byłbym z tego powodu szczęśliwy! Jeślibym jednak nie okazał się takim, jakim być powinienem, to już sam poniosę tego konsekwencje.
– To prawda – rzekł pan Rzetelny – ale twoja bardziej jeszcze utwierdza mnie w przekonaniu, że twój stosunek do Księcia pielgrzymów jest prawidłowy. On to bowiem mówi: „Szczęśliwy jest człowiek, który stale trwa w bojaźni Bożej” (Prz 28:14).
Rycerz Prawdy: – No dobrze, ale zechciej mi powiedzieć, bracie, co było przyczyną, że padłeś na kolana właśnie teraz? Czy skłoniło cię do tego otrzymanie jakiejś szczególnej łaski, czy też coś innego?
Stateczny: – Jesteśmy przecież, jak widzicie, na Zaczarowanym Terenie, a gdy przechodziłem przezeń, rozmyślałem nad tym, jak bardzo niebezpieczna była droga w tym miejscu i jak wielu spośród tych, którzy wyruszyli na pielgrzymkę, zostało tutaj zatrzymanych i zabitych.
Rozmyślałem też nad tym szczególnym rodzajem śmierci, jaką umierali ludzie na tym miejscu. Ci bowiem, którzy tutaj giną, nie umierają wskutek jakiejś gwałtownej choroby, a zgon ich nie jest nawet przykry. Ten bowiem, który zasypia, rozpoczyna swą podróż do wieczności z przyjemnością. Dlatego niektórzy ludzie ulegają tej śpiączce bardzo chętnie.
Pan Rzetelny przerywając mu, zapytał: – Czy widziałeś tych dwóch uśpionych w altanie?
Stateczny: – Tak, tak, widziałem Niebacznego i Zuchwałego, i chyba się nie pomylę twierdząc, że będą tam leżeli, aż zgniją (Prz 10:7).
Pozwól jednak, że dokończę moje opowiadanie. Gdy więc tak rozmyślałem, naraz zobaczyłem koło siebie poważną niewiastę, bardzo pięknie ubraną. Przedstawiła mi się i zaofiarowała mi trzy dobra, a mianowicie; swoje ciało, swoją sakiewkę, i swoje łoże. Prawdą jest, że byłem w tej chwili zarówno bardzo zmęczony, jak i śpiący.
Jestem zaś biedny jak mysz kościelna – i o tym, zdaje się, wiedziała tą czarownica. Wprawdzie odepchnąłem ją od siebie raz i drugi, ale ona bynajmniej nic sobie z tego nie robiła, tylko w dalszym ciągu się do mnie uśmiechała, co zaczęło mnie też denerwować.
Jej to jednak jej wzruszało, robiła mi różne propozycje, mówiąc: – Jeśli pozwolisz mi sobą pokierować, będziesz wielkim i szczęśliwym człowiekiem, ponieważ jestem panią tego świata, i to właśnie ja uszczęśliwiam ludzi!
Zapytałem ją więc, jak się nazywa, na co ona odpowiedziała: – Jestem pani Próżna. To mnie jeszcze bardziej do niej zraziło, ona zaś nieustannie chodziła za mną, kusząc mnie.
Wreszcie, jak widzieliście, upadłem na kolana i podniósłszy ręce do Nieba, zawołałem w modlitwie do Tego, który obiecał, że proszącemu udzieli pomocy. I właśnie w chwili, gdyście się zbliżali, dama ta poszła sobie precz.
Ja zaś nadal trwałem w modlitwie, ale już dziękczynnej, Panu, który cudownie mnie wybawił.
Zaiste, nie miała ona wobec mnie dobrych zamiarów, ale starała się raczej przeszkodzić mojej podróży.
Rzetelny: – Niewątpliwie zamiary jej były złe. Skoro zaś mowa o tej niewieście, zdaje mi się, że albo ją gdzieś widziałem, albo też coś o niej słyszałem.
Stateczny: – I jedno i drugie mogło mieć miejsce.
Rzetelny: – Pani Próżna … Czy to nie jest taka wysoka, piękna kobieta, o nieco śniadej cerze?
Stateczny: – Dokładnie tak wyglądała!
Rzetelny: – Czy mówi bardzo płynnie a na końcu każdego zdania się uśmiecha?
Stateczny: – I to jest prawdą, zachowuje się zupełnie tak, jak mówisz!
Rzetelny: – A czy nie nosi ona u swego boku dużej sakiewki, do której często sięga i przesypuje pieniądze pomiędzy palcami, przy czym odnosi się wrażenie, że czynność ta
sprawia jej wielką rozkosz?
Stateczny: – Otóż to właśnie! gdyby stała tutaj koło nas, nie mógłbyś mi jej opisać dokładniej.
Rzetelny: – A zatem ten, który namalował jej portret, był dobrym malarzem, a ten, który o niej pisał, napisał prawdę.
Wielkie Serce: – Niewiasta ta jest wiedźmą i właśnie dzięki jej gusłom teren ten jest zaczarowany. Ten, który kładzie głowę na jej łono, czyni tak, jakby kładł głowę na pniu, nad którym wisi topór kata.
Ci zaś, którzy z upodobaniem spoglądają na jej piękność, poczytani są za nieprzyjaciół Boga. To ona właśnie podtrzymuje wspaniałość wszystkich tych, którzy są nieprzyjaciółmi pielgrzymów (Jk 4:4).
Mało tego, to ona właśnie jest tą, której zaprzedało się wielu ludzi, wyrzekając się życia pielgrzyma. Jest też wielką plotkarką. Nieustannie włóczy się za jakimś pielgrzymem – albo ona sama, albo któraś z jej córek, przedstawiając mu i wychwalając wspaniałość takiego życia, jakie one prowadzą.
To naprawdę bezwstydna, a przy tym odważna i bezczelna suka. Nie zawaha się zaczepić każdego napotkanego mężczyzny.
Zawsze się wyśmiewa z ubogich pielgrzymów, a wielce wychwala ludzi bogatych. Jeśli komuś uda się zdobyć gdzieś pieniądze i majętność, to będzie o nim rozpowiadać, chodząc od domu do domu.
Najbardziej lubi uczty i libacje, zawsze można ją znaleźć przy jakimś suto zastawionym stole. Gdzieniegdzie przedstawia się ludziom jako bogini, stąd też niektórzy oddają jej cześć boską.
Ma ona specjalne pory czasu i miejsca dla oszukiwania, i uporczywie przy tym obstaje, że nikt nie jest tak bogaty i szczęśliwy, jak ona.
Obiecuje, że mieszkać będzie z synami ludzkimi aż do trzeciego pokolenia, jeśli tylko ją będą miłować i szanować. W niektórych wypadkach i niektórym ludziom darowuje masę złoto ze swych zasobów.
Rozkoszuje się, gdy jest pożądana, gdy się o niej dobrze mówi i gdy może spoczywać na piersi mężczyzn. Niestrudzenie zaleca swe dobra, a najbardziej miłuje tych, którzy o niej dobrze myślą. Niektórym obiecuje koronę i królestwo, jeśli tylko posłuchają jej rad, ale w rzeczywistości wielu przyprowadziła do więzienia, a wszystkich prowadzi do piekła.
Stateczny: – Cóż za łaska, że mogłem jej się oprzeć! Do czegóż by mnie doprowadziła!
Wielkie Serce: – Nikt tego nie wie, tylko sam Bóg. W każdym razie jedno jest pewne, że wciągnęłaby cię w wiele głupich i szkodliwych pożądliwości, które doprowadzają ludzi do zguby i zatracenia (1Tm 5:9).
To ona zbuntowała Absaloma przeciwko ojcu, a Jeroboama przeciwko swemu panu; ona przekonała Judasza, aby sprzedał swego Pana i jej właśnie udało się nakłonić Demasa aby porzucił drogę pielgrzymstwa.
Nikt nie może zliczyć zbrodni, które popełniła. Ona jest sprawczynią poróżnień między władcami a poddanymi, rozdźwięków między rodzicami i dziećmi, niesnasek pomiędzy sąsiadami, nieporozumień pomiędzy mężem i żoną, doprowadza do wewnętrznej sprzeczności człowieka z samym sobą, do sporu między ciałem a duszą.
Dlatego też bądź nadal wierny twemu imieniu – panie Stateczny, abyś mógł wykonawszy wszystko ostać się (Ef 6:13).
Pielgrzymi przysłuchiwali się tej rozmowie z uczuciem radości pomieszanej z trwogą, aż wreszcie z piersi ich wyrwała się taka pieśń:
Ach, jak niebezpieczne chwile
Miewa pielgrzym w życiu tym…
Któż policzyć może, ile
Dróg do grzechu, walk ze złym?
Nie wie o tym nikt z żyjących,
Choćby ktoś i nie wpadł w rów
Może jednak do cuchnących
Stoczyć się odmętów – Mów:
Czy nie pragną często ludzie
Żaru tej patelni ujść
Ale w jeszcze gorszej biedzie
będą – musząc w ogień pójść!