Panie wszelkiego bytu! Ty tylko możesz powiedzieć: „JESTEM KTÓRY JESTEM”, zaś my, stworzeni na twój obraz możemy powiedzieć o sobie: „jestem”. Wyznając, że pochodzimy od Ciebie, wyznajemy, że nasze istnienie wywodzi się z Twojego. Od Ciebie pochodzimy, dzięki Twej dobroci istniejemy, my – Twoje niedoskonałe kopie. Wielbimy Cię, Ojcze wieczny. Amen.
„Bóg nie ma pochodzenia”, powiedział Nowacjan i właśnie ta koncepcja „nie ma pochodzenia”, odróżnia To-co-jest-Bogiem od tego, co Bogiem nie jest.
Pochodzenie – to słowo można zastosować jedynie do bytów stworzonych. Kiedy myślimy o tym, co ma początek, nie myślmy o Bogu. Bóg jest samoistny, a wszystko, co zostało stworzone, kiedyś rozpoczęło istnienienie. Oprócz Boga, nic nie jest samoistne.
Wierzymy, że wszystko zostało uczynione przez Tego, którego nikt nie uczynił.
Doświadczenie uczy jednak, że wszystko „pochodzi od” czegoś innego. Co istnieje, musi mieć przyczynę, która je poprzedza, a poprzednik musi być większy niż jego dzieło. Każdy byt może być zarówno tworem jak twórcą. Cofając się wstecz dochodzimy jednak niezmiennie do Tego, który jest przyczyną wszystkiego a Sam nie ma przyczyny.
Gdy dziecko zadaje pytanie: „Kto stworzył Boga?” nieświadomie daje dowód temu, że zostało stworzone. Choć małe, ma w sobie zakorzenione pojęcie przyczyny, źródła i pochodzenia. Wie, że wszystko, co istnieje wokół, pochodzi od czegoś innego niż ono samo, naturalnie też rozszerza to rozumowanie na Boga.
Mały filozof myśli, jak powinno rozumować stworzenie i biorąc pod uwagę jego niewiedzę – rozumuje prawidłowo.
Musi zostać poinformowany, że Bóg nie ma pochodzenia. Będzie to dla niego trudne do zrozumienia, ponieważ wprowadza kategorię zupełnie nieznaną i przeczącą jego logice. Ma przecież zakodowany w umyśle pęd do wiązania wszystkiego w łańcuchy pochodzenia, wiadomy znak bycia „rozumnym zwierzęciem” – dążenie do odkrywania nieodkrytych początków.
Rozmyślanie o Tym, który nie ma pochodzenia nie jest łatwe, jeśli w ogóle jest możliwe. Gdy obserwujemy słońce, nie patrzymy wprost na nie – bo wiemy, że zostaniemy oślepieni. Dlatego koncentrujemy wzrok na czymś obok, a wtedy możemy je obserwować, kątem oka. Tak samo jest z Niestworzonym. Kiedy staramy się skupić naszą myśl na Tym, który jest Świętym i Niestworzonym, nie zobaczymy nic, bo On mieszka w światłości, do której nie może zbliżyć się żaden człowiek.
Tylko przez wiarę i miłość jesteśmy w stanie dostrzec Go, gdy przechodzi obok naszej kryjówki w rozpadlinie skały. „I choć jest to wiedza bardzo słaba, niejasna i ogólna – mówi Michael de Molinos – jest nadprzyrodzona, a daje bardziej jasne i prawdziwe poznanie Boga niż jakikolwiek teologiczny czy naukowy obraz, stworzony w tym świecie. Postrzeganie Niestworzonego rozumem istoty stworzonej, daje wyobrażenia Boga niezmiernie oddalone od prawdziwej Jego istoty.”
Ludzki stworzony umysł, nie może pojąć istoty Niestworzonego. Jakie to niewygodne, gdy staje obok nas ktoś, kogo jako rozumne istoty, nie możemy ogarnąć władzami poznawczymi. Myśli plączą się, bo Niestworzony nie chce nam wytłumaczyć skąd pochodzi, mówi nam za to, że przed nikim nie musi się tłumaczyć, że NAPRAWDĘ JEST samoistny, samodzielny i samowystarczalny.
Filozofia i nauka nie są przyjaźnie nastawione wobec Boga, gdyż są przeznaczone do badania rzeczywistości i zapętlają się gdy ktoś odmawia zdania sprawy z tego, kim jest. Filozof i naukowiec przyzna, że ciągle konfrontuje się z nieznanym, ale trudno mu przyznać, że istnieje rzeczywistość, której nigdy nie pozna, bo nie ma i nie będzie miał do tego aparatu poznawczego.
Trudno jest przyznać, że jest Ktoś, kto znajduje się zupełnie poza naszym pojmowaniem, poza wszystkimi kategoriami intelektu, którego nie da się jednak wykreślić z nauki czy filozofii. Niepojęty nie zamierza ustawić się, aby zmierzyła go miarka rozumu, nie zamierza również odpowiadać na nasze ciekawskie pytania. Potrzeba wiele pokory by myśleć o Bogu, więcej niż posiada większość z nas.
Dlatego, by zachować twarz, zmniejszamy Boga do rozmiaru, który możemy sobie wyobrazić. On zaś wymyka się nam! Jest wszędzie, a nigdzie Go nie ma, bo „miejsce przebywania” ma do czynienia z materią i przestrzenią, a Bóg jest niezależny od obu.
Jest niezależny od czasu i ruchu, jest całkowicie samodzielny i nic nie zawdzięcza światom, który wykonał własnymi palcami.
Ponadczasowy, bezkresny, pojedynczy, samotny,
Lecz cudownie Potrójny,
Tyś jest wspaniały, zawsze i tylko Ty
Boże jedności!
Jedyny w wielkości, Jedyny w chwale,
Któż opowie Twą cudowną historię?
Okropna Trójco.
(Frederick W. Faber)
Jakie to smutne, że miliony z nas, mieszkańców ziemi oświeconej Biblią, ludzi należących do kościołów i trudzących się głoszeniem wiary, może przeżyć całe życie na tej ziemi, bez jednej poważnej refleksji nad istotą Boga. Niewielu patrzy z podziwem na Tego, KTÓRY JEST, Samoistnego, o którym nie potrafi myśleć żadna istota stworzona.
Czemu tak jest? Bo to bolesne, zbyt dla nas bolesne. Wolimy myśleć o tym, co przyniesie pożytek – na przykład zbudować lepszą pułapkę na myszy, albo wyhodować roślinę, która da lepsze plony. Za „praktyczne podejście” płacimy jednak wysoką cenę. Nasza religia przestaje odróżniać się od innych religii tego świata, a wewnętrzne życie się rozpada.
Być może niektórzy szczerzy, praktyczni chrześcijanie zdziwią się i zapytają:
- Jakiż praktyczny pożytek z twoich dywagacji, bracie?
- Jaki wpływ na moje życie może mieć medytacja nad istotą Boga?
- Co mnie obchodzi samoistność Boga?
Pytającym odpowiem w te słowa:
Ponieważ jesteśmy dziełem Boga, wszystkie nasze problemy i ich rozwiązania są teologiczne. Trochę wiedzy o tym jakiż to Bóg działa we wszechświecie jest niezbędne, by mieć właściwą filozofię życia i rozsądek w patrzeniu na ten świat.
Niektórzy odpowiedzą mi radą Alexandra Pope:
Poznaj zatem samego siebie, nie myśl, że kim Bóg jest odczytasz,
Stosownym przedmiotem badania przez ludzkość jest człowiek,
Jeżeli pójdziemy dosłownie za tą radą, stracimy możliwość poznania nawet prawdy o człowieku, pomijając poznanie bardzo powierzchowne. Nigdy bowiem nie dowiemy się, kim lub czym jesteśmy, dopóki nie zrozumiemy choć trochę z istoty Boga.
Z tego powodu samo-istnienie Boga to nie biblioteczna doktryna, akademicka i niezrozumiała, to w rzeczywistości prawda tak bliska nas, jak oddychanie a tak praktyczna jak najnowsza technika chirurgii.
Z powodów znanych tylko sobie, Bóg uhonorował człowieka ponad wszystkimi innymi istotami, tworząc go na swój obraz. Obraz zaś Boży w człowieku, to nie poetycka wyobraźnia, ani pomysł narodzony z religijnej tęsknoty. To solidny teologiczny fundament, nauczany wyraźnie w całym Piśmie Świętym i uznany przez Kościół jako prawda konieczna do poprawnego zrozumienia wiary chrześcijańskiej.
Człowiek jest istotą stworzoną, uwarunkowanym bytem, który sam z siebie nic nie posiada, ale zależy w każdej chwili od Tego, który stworzył go na Swoje podobieństwo. Faktyczność Boga jest konieczna dla faktyczności człowieka. Usuń Boga, a człowiek utraci podstawy do istnienia.
To, że Bóg jest wszystkim, a człowiek niczym, jest podstawową zasadą chrześcijańskiej wiary i pobożności, w tym zaś punkcie nauki chrześcijaństwa są zbieżne z najbardziej zaawansowanymi filozoficznie religiami Wschodu.
Człowiek, z całym swym geniuszem jest tylko echem pierwotnego Głosu, odbiciem niestworzonego Światła.
Jak słup światła słonecznego niknie, gdy chmura słońce przesłoni, tak człowiek bez Boga przejdzie z powrotem w otchłań nicości, z niej bowiem wyłonił się, wywołany potężnym słowem Stwórcy.
Nie tylko zaś człowiek, ale wszystko, co istnieje, wyszło z i jest uzależnione od tego, że Bóg je w istnieniu utrzymuje.
Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, a Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez nie powstało, a bez niego nic nie powstało, co powstało. [Jn 1:1-3]
Tak Jan Ewangelista wyjaśnia nasze pochodzenie, a zgadza się z nim apostoł Paweł, gdy woła:
Ponieważ w nim zostało stworzone wszystko, co jest na niebie i na ziemi, rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy nadziemskie władze, czy zwierzchności; wszystko przez niego i dla niego zostało stworzone. On też jest przed wszystkimi rzeczami i wszystko na nim jest ugruntowane, [Kol 1:16-17]
Do tego autor listu do Hebrajczyków dodaje te słowa, zaświadczając o Chrystusie:
On, który jest odblaskiem chwały i odbiciem jego istoty i podtrzymuje wszystko słowem swojej mocy [Hbr 1:3a]
W tym całkowitym uzależnieniu wszystkich stworzonych bytów od twórczej woli Boga jest możliwość zarówno dla świętości jak grzechu. Jedną z cech obrazu Boga w człowieku jest jego zdolność do dokonywania moralnego wyboru. Chrześcijaństwo naucza, że człowiek postanowił być niezależny od Boga, a potwierdził swój wybór świadomym i celowym nieposłuszeństwem boskiemu poleceniu.
Ten akt naruszył relacje, istniejące pomiędzy Bogiem i Jego stworzeniem, człowiek odrzucił Boga jako podstawę swej egzystencji i zdał się na siebie. Wtedy też przemienił się, z planety, krążącej wokół Słońca Sprawiedliwości, w słoneczko, wokół którego wszystko musi się obracać.
Nie ma bardziej pozytywnej deklaracji osobowości, niż ta, jaką Bóg objawił Mojżeszowi: JESTEM KTÓRY JESTEM. Wszystko czym jest Bóg, że wszystko co jest Bogiem, jest określone w tym bezwarunkowym oświadczeniu niezależnego bytu. Samoświadomość i samoistność w Bogu, to nie grzech, a kwintesencja wszystkich możliwych dobroci, świętości i prawdy.
Naturalny człowiek zaś jest grzesznikiem, ponieważ i wyłącznie dlatego, że podważa suwerenność Boga w stosunku do siebie. Człowiek chętnie zaakceptuje suwerenność Boga we wszechświecie, ale w swoim życiu odrzuci ją. Panowanie Boga kończy się tam, gdzie zaczynam się ja. Ludzkie”ja” staje się „JA”, przez co bezwiednie naśladuje Lucyfera, upadłego syna jutrzenki, który powiedział w swoim sercu:
Wstąpię na niebiosa, swój tron wyniosę ponad gwiazdy Boże i zasiądę na górze narad, na najdalszej północy. Wstąpię na szczyty obłoków, zrównam się z Najwyższym. [Iz 14:13b-14]
To wywyższenie tak subtelnie się w nas ukrywa, że prawie nie jesteśmy świadomi jego obecności. Ponieważ człowiek rodzi się buntownikiem, nie jest tego świadom. Jego samoświadomość, o ile w ogóle o niej myśli, wydaje się zupełnie normalna.
Gdy mu się zechce, jest gotów być wspaniałomyślnym, czasami nawet gotów będzie poświęcić życie dla wzniosłego celu, ale nigdy nie da się zrzucić z tronu. Bez względu na to, jak nisko spadnie w społecznej hierarchii, w swoich oczach jest ciągle na tronie, i nikt, nawet Bóg, nie może na nim zasiąść.
Grzech ma wiele manifestacji, ale jego istota jest jedna. Istota moralna, stworzona by oddać pokłon przed tronem Boga, siedzi na tronie swej duszy i z tego wzniesienia oświadcza: „JA JESTEM.” Oto grzech w swojej istocie, ale ponieważ od urodzenia jesteśmy tacy, wydaje się nam, że tak ma być.
Dopiero słuchając Ewangelii, gdy dusza zostaje wprowadzona przed oblicze Jedynego Najświętszego bez ochronnej tarczy niewiedzy, dostrzega horror swojej uzurpacji, a sumienie udowadnia jej winę. Stając w obliczu ognistej obecności Wszechmogącego Boga, nieodwołalnie zostaje przekonana o swym upadku i buncie. Chrystus odnosi się do tej rzeczywistości, gdy mówi o Duchu Świętym, którego posyła na świat:
„A gdy przyjdzie, przekona świat o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie”.
Pierwsze spełnienie tych słów Chrystusa, to dzień Pięćdziesiątnicy, gdy Piotr głosi pierwsze wielkie chrześcijańskie kazanie. „A gdy to usłyszeli, byli poruszeni do głębi i rzekli do Piotra i pozostałych apostołów, mężowie bracia, co mamy czynić?”
Te słowa: „Co mamy czynić?” to krzyk z głębokości ludzkiego serca, który nagle uświadamia sobie, że jest uzurpatorem i bezprawnie zasiada na tronie. Choć bolesna to konsternacja, jest źródłem prawdziwej pokuty i sprawia, że chrześcijanin staje mocno na nogach wiary, ego zostaje zdetronizowane, a prośby jego zostają wysłuchane – otrzymuje przebaczenie i pokój z Bogiem przez Ewangelię.
„Czystość serca pragnie tylko jednego,” powiedział Kierkegaard, i możemy z równą słusznością zadeklarować, „Istotą grzechu jest pragnąć tylko jednego,” Wystąpić przeciwko woli Boga, znaczy zdetronizować Boga i ogłosić się najwyższym w małym Księstwie Ludzkiej Duszy.
Oto grzech w jego korzeniach. Występki mogą mnożyć jak piasek nad brzegiem morza, ale ciągle są one jednym. Grzeszymy z powodu tego jednego grzechu.
Oto źródło doktryny zupełnego zepsucia człowieka, że niezależny, władający sobą człowiek nie może zrobić nic więcej, tylko kroczyć w poprzek drogi Boga i że nawet jego dobre uczynki nie są tak naprawdę dobre. Jego najlepsze dzieła religii Bóg odrzuca tak samo, jako odrzucił ofiarę Kaina. Jedynie wtedy, gdy zwróci Bogu skradziony tron, jego czyny mogą być przez Boga przyjęte.
Oto walka chrześcijanina: żyć dla Boga, gdy wciąż mam w sobie impulsy do samostanowienia, choć nie władają, nadal się narzucają, przeklęte odruchy ku złu. Św. Paweł barwnie opisał to w siódmym rozdziale Listu do Rzymian, a świadectwo to jest w pełnej zgodzie z nauczaniem proroków.
Osiemset lat przed nadejściem Chrystusa prorok Izajasz opisywał grzech jako bunt przeciwko woli Bożej oraz roszczenie sobie prawa do wyboru własnej drogi. „Wszyscy jak owce zbłądziliśmy, każdy z nas na własną drogę zboczył”, i uważam, że nigdy nie podano bardziej dokładnego opis grzechu.
Świadectwo świętych jest w pełnej harmonii z proroków i apostołów, że w głębi ludzkiego serca bije źródło ludzkiego postępowania, zwracając wszystkich ku złu. Aby nas zbawić Chrystus musi naprawić skrzywienie naszej upadłej natury; On zasadza w nas nową regułę, a wtedy nasze zachowania zakwitają dążeniem do wywyższania chwały Boga i dobra naszych bliźnich.
Grzechy „starego ja” muszą umrzeć, a jedynym instrumentem, dzięki któremu mogą zostać zabite – jest krzyż.
„Jeśli kto idzie za mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje”,
powiedział nasz Pan, a dziesiątki lat później zwycięski Apostoł Paweł mógł powiedzieć:
„Z Chrystusem jestem ukrzyżowany; żyję więc już nie ja, ale żyje we mnie Chrystus; a obecne życie moje w ciele jest życiem w wierze w Syna Bożego, który mnie umiłował i wydał samego siebie za mnie.”
Czy grzechu moc ma we mnie tkwić?
I duszę mą zuchwale chłostać!
Nie dość, że Pan przebaczył mi,
Mam wejść na krzyż i śmierci doznać.
Boże miłości, daj mi moc:
Jak Chrystus wstał – mnie z martwych powstać,
Jak Chrystus w niebo wszedł,
I mnie tam ruszyć wraz.
(hymn kościoła wschodniego)